Suaveg - 2013-03-10 18:49:07

Książka nie dotyczy bezpośredni Leżajska, lecz wsi Dzików k. Tarnobrzegu, ale od czasu do czasu autor o Leżajsku wspomina, np w fragmencie o pielgrzymce do Leżajska:

Największe jednak odpusty odbywały się w Leżajsku, gdzie jest klasztor OO. Bernardynów z cudownym obrazem Najśw. Marji Panny. Największe bywały tam na św. Antoniego w czerwcu, na św. Franciszka w październiku, na matkę Boską Zielną, Siewną, Różańcową i na Zielone Świątki.
Ludzie od nas udający się na odpust do Leżajska, odległego stąd o 9 mil, gromadzili się najpierw w oznaczonym dniu w Krządce, gdzie był głośny przewodnik, który prowadził kompanję do Leżajska, zbierały się tam kompanje, wynoszące od 500–600 ludzi, z przewagą kobiet i dziewcząt dorosłych.
Przewodnik miał nad kompanją cały zarząd, był nad nią lepszym opiekunem, niż wójt w gminie. Przestrzegał porządku w kompanji, żeby się komu co złego nie stało, żeby nie zaginął; — za porządek i całość kompanji odpowiadał przed opinją ogółu.
W kompanji wszyscy nawzajem nazywali się »braćmi« i »siostrami«, a przewodnika zawsze mianowali »bratem« i później, gdziekolwiek się z nim zeszli.
Jeżeli w kompanji zaszło coś złego, n. p. ktoś zaginął wskutek zabójstwa, uważali to za ciężki grzech i — jak wtedy mówili — cała kompanja szła w rozsypkę i na tułaczkę przez rok i sześć niedziel. Nie wolno było nikomu z takiej kompanji wracać wcześniej do domu, nawet matce do małych dzieci. Taką pokutę naznaczał ksiądz, albo nawet sami dobrowolnie szli na tułaczkę. Pamiętam też, jak jeszcze za życia babki zgłaszali się do nas na nocleg tacy, co opowiadali, że są już na tułaczce już tyle a tyle czasu z powodu jakiegoś wypadku w kompanji odpustowej.
Przodem przed kompanją szło kilku mężczyzn i z tyłu też, — ci pilnowali, żeby uczestnicy nie wybiegali naprzód i nie zostawali za kompanją, żeby nie było wypadku, żeby kto w drodze nie zaginął.
Przewodnik zawodził śpiewy nabożne, więc musiał mieć dobry głos. Dobierał do siebie najlepsze śpiewaczki i śpiewaków. Śpiew był przez całą drogę i czynił drogę lekką, jedną strofę śpiewali mężczyźni, drugą kobiety. Pieśni było dużo, były osobne książki z pieśniami »kantyczki«. Rano wychodząc, śpiewali »Kiedy ranne wstają zorze«, wieczór »Wszystkie nasze dzienne sprawy«, w drodze: »Bądź pozdrowiona Panienko Marjo«, »Idźmy, tulmy się jak dziatki, do serca Marji Matki«, »Kto się w opiekę«, »Boże w dobroci nigdy nie przebrany«, »Do Ciebie Panie pokornie wołamy« i wiele innych. W ciągu całej drogi i na noclegach nie było przerwy w śpiewie, a coraz były inne. Śpiewali też Różaniec.
Kompanja szła wolno za traktem, przestrzegali porządku w śpiewie, więc śpiew był ładny i cały pochód był piękny i wdzięczny. Ze wsi wychodzili ludzie, żeby się temu przyjrzeć, przysłuchać pieśniom i spragnionym chętnie podawali wodę i mleko.
Szło się tak od nas do Leżajska dwa dni, pierwszy nocleg wypadał w Łętowni, gdzie nocowało się u gospodarzy po stodołach. Żywność każdy miał z sobą, do karczem wstęp był wzbroniony, w dni postne przestrzegali najściślej postu.
Niedaleko Leżajska pod kaplicą przewodnik miał przemowę do kompanji. Przemawiał z pagórka, kompanja otaczała go, słuchali go jak księdza i odmawiali pacierze na intencje naznaczone przez niego.
Pod samym Leżajskiem, w odległości może jednego kilometra, kompanja zawsze się zatrzymywała, przewodnik zbierał składkę po kilka centów i zanosił ją do klasztoru, — wychodził za to ksiądz, kropił zgromadzonych święconą wodą, miał przemowę i prowadził kompanję uroczyście do kościoła.
Gromadziły się wtedy w Leżajsku na odpustach ogromne rzesze narodu z Galicji i Królestwa Polskiego. Pątnicy brali udział w nabożeństwach, słuchali kazań, które odbywały się pod gołem niebem, i przystępowali do spowiedzi i komunji św.. Dawali też ofiary na msze św., a szczególnie drobne ofiary do skarbonek kościelnych i jałmużnę dziadom. Toteż wielka skarbonka przed świętym Franciszkiem objętości może ½ korca bywała całkiem wypełniana drobną monetą, dużo pieniędzy leżało na wierzchu.
Nocleg w Leżajsku był utrudniony. Wielka liczba pątników przepędzała noc w zbitej masie na korytarzach klasztornych, inni nocowali po domach mieszczańskich, na strychach, gdzie nawet słomy nie było i płacili za nocleg 5–10 centów.
Nazad wracali nie w kompanjach, ale w większych lub mniejszych gromadach. Każdy chciał jak najprędzej stanąć w domu, więc szedł na krótsze drogi, nie trzymając się traktu, za tymi, co znali mniej uczęszczane dróżki i ścieżki przez pola i lasy.
Na odpustach w Leżajsku bywałem za młodych lat, najpierw pod wspomnianym przewodnikiem z Krządki, następnie sam parokrotnie prowadziłem kompanje z Dzikowa i wsi okolicznych. Kompanje te wychodziły z naszego klasztoru OO. Dominikanów.

Książka znajduje się w internecie pod adresem: http://www.linux.net.pl/~wkotwica/slomka/slomka.html

www.polskiemody.pun.pl www.geodeci.pun.pl www.b-rp.pun.pl www.aleaiactaesthg.pun.pl www.magisterka-opiekuncza.pun.pl