- historia leżajska http://www.lezajskhistoria.pun.pl/index.php - Historia http://www.lezajskhistoria.pun.pl/viewforum.php?id=6 - M. Samborski, Ojciec Jan, "Rocznik Przemyski" 2010, nr 4 http://www.lezajskhistoria.pun.pl/viewtopic.php?id=151 |
Ursi - 2011-02-06 16:59:18 |
Wyszedł artykuł Mieczyslawa Samborskiego pt. "Działalność Narodowej Organizacji Wojskowej oraz Oddziału >Ojca Jana< w strukturach Narodowych Sił Zbrojnych na terenie Ziemi Leżajskiej". |
genek72 - 2011-02-07 09:30:59 |
Czytałem ten materiał, ale tak samo jak Janowiak nie w Roczniku Przemyskim ale jeszcze nie wydrukowany jakiś rok temu (ma datę 5 maja 2009). Podobno chciał to wydrukowac w Almanachu ale całe szczęście mu nie pozwolili. A co do treści to szkoda słów. |
Ursi - 2011-02-08 19:30:38 |
Ja załapałem się na coś w rodzaju dodruku, sygnowane przez autora, z datą 2011. |
Ursi - 2011-05-22 17:47:42 |
http://www.dws.org.pl/viewtopic.php?f=9 … a&start=25 |
Plumer - 2012-03-04 17:01:56 |
Na forum www.dws.org.pl toczyła się jakiś czas temu dyskusja na temat publikacji Mieczysława Samborskiego zatytułowanego DZIAŁALNOŚĆ NARODOWEJ ORGANIZACJI WOJSKOWEJ ORAZ ODDZIAŁU „OJCA JANA" W STRUKTURACH NARODOWYCH SIŁ ZBROJNYCH NA TERENIE ZIEMI LEŻAJSKIEJ. Dyskusja wzbudzała wiele emocji zwłaszcza ze strony Autora, jednak ostatecznie nie doczekała się polemiki ze strony Janowiaka na łamach Biuletynu DWS.org.pl. Niedawno zapoznałem się z tekstem artykułu M. Samborskiego opublikowanym w ROCZNIKU PRZEMYSKIM, t. XLVI: 2010 z. 4 i chciałbym podzielić się w tym miejscu swoimi przemyśleniami i spostrzeżeniami na jego temat. Na wstępie chciałbym jedynie zaznaczyć, ze nie jestem ani historykiem, ani nawet humanistą z wykształcenie a jedynie interesuję się podziemiem niepodległościowym hobbystycznie. Nie należę też do entuzjastów idei głoszonych przez Endecję zarówno tę przedwojenną jak i współczesną. Uważam też, że Autor nie powinien obrażać się na polemikę z głoszonymi przez niego tezami. W końcu publikując swoje opracowanie w Roczniku Przemyskim liczył zapewne na szeroki oddźwięk, co wcale nie znaczy, że wszyscy muszą reagować z zachwytem.
Autor pisząc powyższe słowa zapomniał chyba, że do września 1942 r. Narodowe Siły Zbrojne jeszcze nie istniały a Związek Jaszczurczy na terenie Leżajszczyzny istniał chyba tylko w sferze mentalnej, choć i na to nie ma żadnych dowodów. Co prawda Kaczmarski w rozdziale dotyczącym NSZ na Rzeszowszczyźnie napisał: „Nie jest wykluczone [podkreślenie – Plumer], że początkowo w skład ZJ wchodziła placówka w Sarzynie, kierowana przez oficera rezerwy Ludwika Miazgę, ps. „Wiśniewski", która w 1941 r. podporządkowała się NOW.” (K. Kaczmarski, Podziemie narodowe na Rzeszowszczyźnie str. 162). Jednak w przypisie na tej samej stronie zaznaczył: „Ludwik Miazga, w zeznaniach złożonych w PUBP w Rzeszowie w styczniu 1946 r., podaje, że od października 1940 r. należał do NOW, nic nic wspominając o jakichkolwiek związkach z ZJ. ADUOPR, sygn. 109/111, Akta śledcze przeciwko Ludwikowi Miazdze, Protokoły przesłuchań Ludwika Miazgi. Również w relacji przekazanej Dionizemu Garbaczowi pomija on swoją ewentualną przynależność do ZJ - relacja Ludwika Miazgi z 14 lipca 1987 r. (udostępniona autorowi przez D. Garbacza)”. (Generalnie u Kaczmarskiego w rozdziale dotyczącym ZJ i NSZ jest mnóstwo przypuszczeń, a w wielu zdaniach pojawia się zwrot „nie wykluczone”). Ostatnie zdanie natomiast to grube nadużycie. Bez względu na sympatie polityczne trzeba uznać, że twórcami NOW w Leżajsku byli ludzie inteligentni i wykształceni (Józef Baran vel. Chrząszczyński, Kazimierz Mirecki, Leon Janio), więc twierdzenie, iż nie orientowali się skomplikowanych podziałach politycznych jest po prostu nieuprawnione. Należy mieć też świadomość, że o przynależności „szeregowych” (i nie tylko) członków podziemia niepodległościowego do konkretnej organizacji decydował często przypadek, potwierdzeniem czego są losy wspomnianego już tutaj J. Barana.
Autor pisze „prawdopodobnie” tyko nie ma na to żadnego dowodu. Przy czym wymowa tego co napisał Samborski jest zupełnie inna od informacji zawartej u Kaczmarskiego (patrz wyżej). W oświadczeniu z 25.03.1976 r., którego kopię posiadam, Ludwik Miazga napisał, że był organizatorem placówki NOW, która (i tu ciekawostka) w czerwcu 1942 (!?) została włączona do AK na terenie Sarzyny. W własnoręcznie napisanym życiorysie (kopię tego dokumentu również posiadam) brat Miazgi napisał w 1990 r., że w czerwcu 1942 r. wstąpił do AK, w której został zaprzysiężony przez swojego brata Ludwika. Pomimo, że za datę rozpoczęcia formalnego scalenia NOW z AK przyjmuje się luty 1943 r., nie jest to wykluczone (sam chętnie użyję tu trybu przypuszczającego), gdyż w świetle fragmentu Meldunku Organizacyjnego Nr 118 Komendanta Gł. AK, za czas od dnia 1. IX. 41 do 1. III. 42, wynika, że „W terenie daje się natomiast zauważyć ferment dołów, a szczególnie wśród oficerów i podoficerów zawodowych, którzy żądają od kierownictwa „Kwadratu” [kryptonim Stronnictwa Narodowego – Plumer] podporządkowania się oddziałów wojskowych [NOW – Plumer] właściwej komendzie Sił Zbrojnych w Kraju.” (Armia Krajowa w dokumentach 1939 – 1945 Tom II str. 254). Wiadomo, że przejścia z jednej organizacji do drugiej (i to w różnym „kierunku”), zarówno pojedynczych osób jak i całych oddziałów, zdarzały się także bez oficjalnego błogosławieństwa zwierzchników.
Skąd jest ta informacja Autor nie podaje. Natomiast Kaczmarski napisał w swojej książce tak: „Liczącą około 35-40 ludzi placówką [NOW – Plumer] w Sarzynie dowodził pchor./ppor. Ludwik Miazga ps. „Wiśniewski”, „Kurczapała”, a po jego odejściu – w maju 1943 r. – do oddziału „Ojca Jana” [pokr. – Plumer], Jakub Paszek, ps. „Oracz”, dotychczasowy zastępca Miazgi.” (K. Kaczmarski, Podziemie narodowe na Rzeszowszczyźnie str. 103-104). Prawie to samo a jednak jak głosi reklama "prawie" robi różnicę.
U Kaczmarskiego jest trochę inna wersja: „W tym samym mniej więcej czasie, z rozkazu Kazimierza Mireckiego, ps. „Żmuda", tworzenie oddziału partyzanckiego w Okręgu Rzeszowskim rozpoczął pchor./ppor. Ludwik Miazga, ps. „Wiśniewski", „Kurczapała", który bez wiedzy komendanta Okręgu nawiązał kontakt z Przysiężniakiem, przyprowadzając na początku maja 1943 r. siedemnastu swoich ludzi do obozu „Ojca Jana". (K. Kaczmarski, Podziemie narodowe na Rzeszowszczyźnie, str. 216). Na jakiej podstawie Samborski twierdzi, że właśnie tak powstał oddział „Ojca Jana” nie wiadomo. Jednak na poparcie tezy o przynależności tego oddziału do NSZ używa (nadużywa!) wielokrotnie, w wielu miejscach swojego tekstu nazwy „Egzekutywa powiatowa” (i to nie tylko w stosunku do oddziału „Jana”). Do tego określenia powrócimy w dalszej części niniejszych rozważań. Natomiast sądzę, że trochę konkretnych informacji dotyczących początków powstania oddziału w 1942 r. istnieje bo przecież choćby Kaczmarski opracował biogram Przysiężniaka na podstawie konkretnych przywołanych w swojej książce dokumentów.
Miazga twierdził, że był w NOW, ale Bartnik nie wyklucza, że należał do ZJ. Tylko nie wiadomo jakie są podstawy tych przypuszczeń i gdzie ten Związek istniał? W Sarzynie? Przecież Związek Jaszczurczy był organizacją związaną z ONR-ABC. K. Mirecki w swoich wspomnieniach napisał „Jakoś od początku nie paliłem się do tego [połączenia z ONR – Plumer], a nawet w pewnym sensie byłem przeciwny połączeniu, zwłaszcza, gdy chodziło o teren COPu albowiem na terenie naszego okręgu ani przed wojną ani w okresie okupacji organizacji ONR jako takiej nie było. Mógł się jedynie znaleźć tu i ówdzie jakiś pojedynczy sympatyk ONR.” (K. Mirecki Narodowa Organizacja Wojskowa w Centralnym Okręgu Przemysłowym, str. 28 – 29). Nie mam dostępu do publikacji Bartnika jednak w mojej opinii są to tylko dywagacje (podobnie jak w książce Kaczmarskiego) i próby sugerowania (przez M. Samborskiego), że Miazga był człowiekiem nieświadomym i nie wiedział w jakiej organizacji służył. A żeby było śmieszniej na następnej stronie Autor napisał:
Nie ma przypisu więc nie wiadomo skąd ta informacja pochodzi, jednak widać pewną niekonsekwencję Autora. Najpierw powątpiewa w przynależność Miazgi do NOW a sugeruje członkowstwo w ZJ, by za chwile podać informację, że jednak przyjmował rozkazy od dowódcy okręgu NOW.
Znów M. Samborski na poparcie swojej tezy używa nazwy „Egzekutywa powiatu” NSZ (szkoda, ze nie napisał, którego powiatu?), a Miazdze po raz kolejny przypisuje przynależność do ZJ (to nic, że nie ma na to dowodów oraz sam zainteresowany tego nie potwierdza). Co do Szklarka i jego rzekomej przynależności do KOP, nie rozumiem intencji Autora. Nawet jeżeli tak było to KOP w naszym rejonie został scalony z AK (Armia Krajowa w dokumentach 1939 – 1945 Tom II str. 252). Ostatnie zdanie, niestety tylko w mniemaniu Autora, zostało potwierdzone przytoczonymi przez niego „faktami bezpośrednimi i zdarzeniami pośrednimi” (!?).
Informacje jak najbardziej prawdziwa jednak powinna być poszerzona o pewne fakty dotyczące okoliczności w jakich to nastąpiło. Ma to znaczenie gdyż Autor uważa za niemożliwe, jakoby to właśnie J. Baran mógł odebrał w Golcach przysięgę oddziału „Ojca Jana” wg roty AK. Wg relacji samego Barana: „Pracując tu poznałem współpracowników, między innymi ob. Jarosza - buchaltera, który jak się okazało jest podchorążym i prowadzi konspiracyjnie placówkę miejscową Narodowych Sił Zbrojnych. Tam zaproponowano mi wstąpienie do organizacji, na co bez wahania wyraziłem zgodę. Nie pytałem, jakie cele polityczne organizacja stawia sobie za zadanie, tylko po żołniersku zapytałem, czy uznają rząd londyński i czy jest organizacja uznana przez tenże rząd.[podkr – Plumer] Po uzyskaniu twierdzącej odpowiedzi nie miałem żadnych wątpliwości co do podjętej decyzji. W jakiś czas potem zostałem zaproszony do pewnego wieśniaka w Łosicach (nazwiska nie pamiętam), gdzie zastałem dwóch oficerów NSZ (m.in. Artura). „Artur" barwnie opisał mi przyszłą Polskę i Jej wielkość a przemilczał najważniejsze, iż w Polsce jest jeszcze kilka „oficjalnych" organizacji. [podkr. – Plumer]. (…) W Nisku dowiedziałem się, że nie tylko NSZ są tu oficjalne, lecz i inne, także oficjalne organizacje jak: ZWZ, NOW, BCh. i co najważniejsze, że to NSZ nie są oficjalne, bo nie dążą do scalenia.(…) Widząc, że tu coś nie jest w porządku, zwłaszcza to, że NSZ nie dążą do scalenia, wsiedliśmy obaj do pociągu i pojechaliśmy do Warszawy, w celu wyjaśnienia tej sytuacji u samego Gł. Komendanta NSZ płk. „Czesława".”(S. Haszto – Wspomnienie o ppłk. Józefie Chrząszczyńskim vel. Baranie, Almanach Leżajski nr 5/2010, str. 93 – 95). Ten fragment wspomnień świadczy o tym, że J. Baran do NSZ trafił dość przypadkowo. Wiadomo też, że w połowie 1943 r. (Samborski twierdzi, że 10 lipca, ale nie ma pewności czy nie wcześniej) powrócił do NOW i był zwolennikiem scalenia z AK. Brak jednoznacznych dat nie pozwala określić czy rzeczywiście J. Baran mógł przyjmować przysięgę całego oddziału na rzecz AK a jeżeli tak to kiedy miało to miejsce. Jednak (i tu pozwolę sobie na własną dywagację) jego osoba wg mojej opinii nie stanowi mocnego argumentu na przynależność oddziału „Ojca Jana” do NSZ. Zresztą mam swój pogląd na temat ewentualnego scalenia oddziału Przysiężniaka z AK jak i jego zaprzysiężenia. Ale w końcu nie to jest najistotniejsze w tej analizie.
Inni autorzy też wspominają o tym wydarzeniu, jednak mają wątpliwości pomimo, że Samborski ich nie ma. Kaczmarski w przypisie nr 54 na str. 218 pisze tak: „Gdy jednak miesiąc później „Ząb" utworzył 1.Pułk Partyzancki Legii Nadwiślańskiej Ziemi Lubelskiej (uroczysta Msza Św., a następnie wręczenie poświęconego podczas niej sztandaru, wyhaftowanego przez panie Poray-Wybranowskie, oraz przegląd wojska odbyły się 14 XI 1943 r. na polanie leśnej pod Borowem), oddział „Ojca Jana" znalazł się w jego składzie jako jeden z trzech batalionów. Utworzenie pułku miało znaczenie symboliczne, a podporządkowanie się „Ojca Jana" zwierzchnictwu„Zęba" nie oznaczało bynajmniej jego przejścia do NSZ, lecz tylko uznanie autorytetu popularnego dowódcy i czasowe podleganie jego rozkazom.” (K. Kaczmarski, Podziemie narodowe na Rzeszowszczyźnie str. 218). Marcin Zaborski natomiast pisze tak: „14 listopada 1943 r. rtm. Zub-Zdanowicz zorganizował z podległych mu oddziałów, mianowicie „Stepa", „Cichego", „Znicza" i „Ojca Jana" (por. Franciszka Przysiężniaka, oddział NOW-AK, od jesieni do końca 1943 r. podporządkowany rtm. Zub-Zdanowiczowi) oraz oddziału Kawalerii Zawichojskiej pod dowództwem ppor. Mariana Kaczmarskiego „Dymszy" (z Okręgu Kieleckiego) 1. Pułk Legii Nadwiślańskiej Ziemi Lubelskiej NSZ. Powstanie nowej jednostki uświetniła polowa msza św. w Borowie, podczas której poświęcono sztandar pułku, wyhaftowany przez panny Poray-Wybranowskie.” (M. Zaborski, Okreg Lubelski NSZ, Narodowe Siły Zbrojne. Biblioteka Szczerbca, Warszawa 1994 r. str. 225). Do osoby Leonarda Zub – Zdanowicza będzie okazja jeszcze wrócić m.in. przy okazji rozważań nad tematem scalenia z AK.
W przypisie powyższego cytatu Samborski przywołuje Kaczmarskiego. Tylko, że w oryginale informacja brzmi tak: „W krótkim czasie Więcław [po powrocie do Leżajska w lipcu 1941 – Plumer] zorganizował w Leżajsku placówkę NOW – liczącą początkowo 16 ludzi – nad którą dowództwo objął plut. Emil Ner, ps. „Narcyz”, „Brzeżański” – zawodowy podoficer z 51. pp w Brzeżanach” (K. Kaczmarski, Podziemie narodowe na Rzeszowszczyźnie str. 101). Czy to co napisał Samborski i Kaczmarski oznacza to samo? Czy „placówka” i „drużyna” to pojęcia równoważne? Bez komentarza.
Tymczasem w oryginale brzmi to tak: „20 V 1943 r. w Kuryłówce spotyka się [Przysiężniak – Plumer] po raz pierwszy z K. Mireckim „Tadeuszem” – Komendantem Okręgu NOW Rzeszów. Przechodzi pod dowództwo NOW Okregu Rzeszów.”(S. Socha Czerwona Śmierć, Stalowa Wola 1997 str. 135). I znów prawie to samo. Tylko czy na pewno?
Powyższy fragment to majstersztyk przywoływania cytatów i wyciągania „właściwych, jedynie słusznych” wniosków przez M. Samborskiego! Dlaczego? Otóż oryginalny, pełny cytat dosłownie wygląda tak: |
genek72 - 2012-03-10 10:27:17 |
Czy można wiedzieć co było edytowane ? Recenzja jest bardzo ciekawa i jak połączyć ją z tą na forum DWS to można się dowiedzieć dużo ciekawych rzeczy. Pozdrawiam i czekam na dalszy ciąg. |
Plumer - 2012-03-10 19:40:41 |
Genek, wprowadziłem poprawkę, która nie zmienia zasadniczo tekstu. Po prostu Janowiak zwrócił mi uwagę, że dws nie jest "przemyskim" forum, a nie wiedzieć czemu tak mi się napisało w pierwszej wersji (może przez skojarzenie z Rocznikiem Przemyskim). Więc najzwyczajniej w świecie usunąłem ten przymiotnik z tekstu. Wszystkich miłośników forum dws.org.pl serdecznie przepraszam za pomyłkę i pozdrawiam. |
sensei - 2012-03-11 22:18:09 |
Bardzo dobra robota. |
Plumer - 2012-03-17 16:01:38 |
Bardzo dziękuję. |
Plumer - 2012-03-21 14:13:51 |
M. Samborski z przekonaniem twierdzi, iż nie tylko oddział „Ojca Jana” nigdy nie został scalony z AK ale także powątpiewa czy w ogóle NOW w Obwodzie Łańcut podporządkowało się AK. Autor żeby sprawa nie budziła żadnych wątpliwości stara się dowieść, że oddział Przysiężniaka do końca swego istnienia działał w strukturach NSZ a nie NOW. Historia scalenia różnych organizacji niepodległościowych z AK (i to nie tylko NOW ale również BCh czy NSZ) to obszerny temat zasługujący pewnie na odrębny post. Pomimo podpisania umów scaleniowych na najwyższych szczeblach często „w terenie” zdarzali się dowódcy (a właściwie politycy), których wybujałe ambicje były przyczyną opóźniania scalenia w imię własnych celów. Nie inaczej było w obwodzie łańcuckim czy na Leżajszczyźnie.
I znowu Autorowi nie wydaje się, że jest to informacja prawdziwa. Czy brak „dotychczas ujawnionych dokumentów” AK w tej sprawie świadczy o tym, że jest to informacja nieprawdziwa? Przecież to była konspiracja i „wytwarzanie” dokumentów, ze zrozumiałych względów, ograniczano do niezbędnego minimum. Poza tym K. Kaczmarski wyjaśnia przyczyny nie podpisania przez L. Janio (NOW) tego protokołu oraz jego późniejszej wersji przez E. Wodeckiego (AK). (K. Kaczmarski, Podziemie narodowe na Rzeszowszczyźnie str. 181-182) I dalej…
Tak jak napisałem powyżej, to że nie zachowały się dokumenty nie stanowi przekonującego argumentu w tej kwestii. Jednak skoro autor przywołał dwie stosunkowo nowe monografie to F. Sagan w Podokręg Armii Krajowej Rzeszów, Rzeszów 2009, wymienia Leona Janio jako zastępcę komendanta Obwodu AK Łańcut (str. 30), a G. Ostasz w Podziemna armia. Podokręg AK Rzeszów, Rzeszów 2010, wymienia Kazimierza Mireckiego jako II zastępcę komendanta Podokręgu AK Rzeszów a także Józefa Barana jako oficera artylerii Podokręgu AK Rzeszów (str. 320) i jednocześnie jako z-cę Inspektora Inspektoratu AK Przemyśl (str. 333). W obu ww. monografiach, w całym Podokręgu Rzeszów widnieją na wysokich szczeblach dowódcy pochodzący z NOW, dlaczego więc inaczej miałoby być w Obwodzie Łańcut, nawet jeśli brakuje „ujawnionych” dokumentów?
Autorowi znów coś się wydaje i brakuje ujawnionego dokumentu. Jednak skoro gen. Rowecki ps. Grot zaprzysiągł Komendanta Głównego NOW w dniu 4 XI 1942 a w dniu 19 XI zostali zaprzysiężeni komendanci okręgów (Armia Krajowa w dokumentach tom II str. 366), to niby dlaczego nie mieliby składać takiej przysięgi dowódcy niższych szczebli? Z powyższego wynika też, że scalenie było sprawą przesadzoną. Inną kwestię stanowił natomiast termin faktycznego scalenia jak i lawirowanie lokalnych dowódców, spowodowane chęcią uzyskania dla siebie jak najwyższych stanowisk w strukturach AK.
Bolesław Usow nie musiał „uchodzić za oficera AK”, on nim po prostu był i wiele wskazuje na to, że przynależność organizacyjna oddziału, nie była dla niego sprawą obojętną. Informacje dotyczące biografii Usowa są dość trudno dostępne, jednak udało mi się znaleźć ciekawy artykuł dotyczący jego osoby. Tadeusz Chrzanowski w biuletynie RDLP w Toruniu, cytując wspomnienia Stanisława Bałuta ps. Bruzda (podkomendnego Usowa), napisał: "Na spotkaniu w młynie w Goździe Huciańskim, w końcu listopada 1943 r. zapadła ostatecznie decyzja ppor. „Konara” wstąpienia do Oddziału „Ojca Jana”, jak również jego upewnienia się, że ten oddział, chociaż w swoim rodowodzie posiada Narodową Organizację Wojskową, podporządkowany jest Armii Krajowej" [podkr. – Plumer]. (T. Chrzanowski Nadleśniczy Bolesław Usow ps. Konar (1913 – 1954), BIULETYN RDLP W TORUNIU 1(54)2010 (str. 29). W ostatnim zdaniu M. Samborski z przekonaniem twierdzi, że oddział pozostał w strukturach NSZ, jednak jego dowódcą „w praktyce” został oficer AK? I to taki, który wcześniej upewniał się czy oddział podporządkował się AK? I do końca jego istnienia nie zorientował się, że oddział działa w strukturach NSZ? Mocno to naciągane.
Kłopot polega na tym, że nawet sam Autor napisał o powrocie J. Barana do NOW (wg Samborskiego 10.VII 1943 r.), a opisywane zdarzenia miały miejsce 30.X 1943 r. Warto przytoczyć tu także relacje samego J. Barana: „Po dokonaniu tych czynności nastąpiła druga, ważna sprawa a mianowicie scalanie się NOW z PZP [kryptonim ZWZ-AK – Plumer] i tu nastąpiły duże trudności. Otrzymałem polecenie przeprowadzenia inspekcji szkół podchorążych w Rudniku, Nisku, Rozwadowie i Mielcu a także szkołę podoficerską w Wólce Niedźwiedzkiej. (…) W Rudniku było chyba 10 uczniów, w Nisku - podchorążówka, na dobrym poziomie uczniów około 10, właściwe szkolenie teoretyczne ukończone, wobec czego uważałem, że powinni teraz przejść praktykę w grupie leśnej „Ojca Jana" za Sanem.”(S. Haszto – Wspomnienie o ppłk. Józefie Chrząszczyńskim vel. Baranie, Almanach Leżajski nr 5/2010, str.103).
Nie rozumiem skąd wniosek, że Zub – Zdanowicz podszywał się pod AK? Czy ma świadczyć o tym fakt, że odpowiedział pozytywnie na propozycję współpracy? Być może chodzi o wcześniejsze zdanie, jednak Narodowe Siły Zbrojne, pomimo opozycyjnej postawy w stosunku do tzw. Rządu Londyńskiego, uznawały go za prawowite władze RP.
Ciekawe jakie to „naturalne względy” skłoniły Przysiężniaka do zgłoszenia się na ochotnika do współpracy z Sowietami. Może była to właśnie przynależność organizacyjna do NOW-AK? Gdyby rzeczywiście wchodził w skład struktur wojskowych NSZ, istniałaby realna groźba dekonspiracji i fizycznej eliminacji oddziału przez Sowietów. Tym bardziej gdyby, jak sugeruje Samborski, brał udział w likwidacji oddziału GL pod Borowem. Czy w takiej sytuacji, wobec śmiertelnego zagrożenia ryzykowałby życiem swoim i swoich podkomendnych? I to na ochotnika?
Autor kilkakrotnie podkreśla w swojej publikacji, że odmawianie tej modlitwy stanowi jeden z mocnych argumentów potwierdzających jego tytułową tezę. Problem polega na tym, że modlitwę tę, zatytułowaną „Modlitwa o Wielką Polskę”, napisał ks. biskup dr Henryk Strykowski dla oddziałów NOW. Później odmawiali ją również żołnierze NSZ (podaję za http://nsz.com.pl/index.php/artykuly-i- … pelani-nsz). O modlitwie tej napisał też w swoich wspomnieniach K. Mirecki: „Komendantem miejscowej placówki NOW [podkr. – Plumer] był gajowy. (…) po złożonym mi raporcie zarządził odmówienie modlitwy „Panie Boże Wszechmogący, daj mi siłę i moc wytrwania w walce”. Modlitwę tę wprowadziliśmy obowiązkowo do każdej naszej zbiórki na wszystkich szczeblach, [podkr. – Plumer] (…)” (K. Mirecki Narodowa Organizacja Wojskowa w Centralnym Okręgu Przemysłowym, str. 70).
Czy rzeczywiście jest to takie trudne? Wg mnie niekoniecznie tym bardziej, że po tym zdaniu Autor tak „poszatkował” relację Szczepańskiego, dotyczącą powrotu „Ojca Jana” do Jarosławia, iż zupełnie zmienił oryginalny sens cytowanego fragmentu wspomnień.
Miazga w oświadczeniu z 1976 (dokument w moim posiadaniu) twierdził, że był twórcą placówki NOW w Sarzynie włączonej w 1942 roku do AK. 10 lat później napisał w liście do D. Garbacza, że był zastępcą oddziału partyzanckiego, który do października 1943 r. nie scalił się z AK. Trudno się racjonalnie odnieść do tej informacji, tym bardziej gdy nie ma się dostępu do pełnej treści tego listu. Łatwiej natomiast ocenić wypowiedź Bielaka cytowaną w artykule Samborskiego.
Należy postawić tylko jedno pytanie. Czy to możliwe by Bielak, który wg informacji Samborskiego (str. 147) opuścił oddział w październiku 1943 r., mógł pamiętać, że do spotkania w sprawie podporządkowania AK miało dojść w listopadzie tegoż roku, w Julinie, ale Przysiężniak na nie się nie zgłosił? Posiadam odpis własnego życiorysu Przysiężniaka, zdeponowanego w Archiwum Państwowym w Przemyślu, w którym sam zainteresowany twierdzi, że scalenie nastąpiło w maju 1943 r. Dlaczego Przysiężniak miałby być mniej wiarygodny niż Miazga czy Bielak?
Powyższe to własne, „oryginalne” imaginacje Autora, których jest niemało w całym opracowaniu. Znane są takie przypadki, jednak dotyczą grup zajmujących się działalnością terrorystyczno – bandycką, zwłaszcza tych o rodowodzie PPR-owskim. I to one podszywały się zarówno pod oddziały AK jak i NSZ. Dowódca AK, gen. Bór – Komorowski wydał nawet specjalną „Instrukcję o zapewnieniu bezpieczeństwa w kraju”, skierowaną przeciw „elementom plądrującym bądź wywrotowo-bandyckim” (Armia Krajowa w dokumentach 1939-1945, t. VI, Uzupełnienia, s. 347-348), która wywołała w szeregach GL zarzut wojny domowej w podziemiu.
W tym przypadku M. Samborski powołując się na przyjętą zasadę numeracji jednostek wojskowych w ramach Odtwarzanie Sił Zbrojnych, która wcale nie dotyczyła oddziałów partyzanckich o czym można się przekonać m.in. czytając przytoczony przez Autora w przypisie na str. 157, rozdział opracowania p.t. Polskie Siły Zbrojne w drugiej wojnie światowej, tom III Armia Krajowa, gdzie napisano na str. 213: „Oddziały bojowe odtwarzanych jednostek, czyli oddziały AK, otrzymać miały przydział, nadany przez komendanta okręgu”. Poza tym Autor „przeoczył” najprawdopodobniej jedną drobną kwestię pomimo, że przytacza ją w ostatnim zdaniu. Numeracja dotyczyła odtwarzania jednostek na szczeblu pułku a oddział „Ojca Jana” mógł stanowić co najwyżej zalążek kompanii. Wcześniej na str. 156 Autor wymienia numery odtwarzanych jednostek na Lubelszczyźnie i Rzeszowszczyźnie sugerując, że oddział Przysiężniaka nie miał przydziału do żadnej z nich. A przecież odpowiedź można znaleźć we wspomnieniach W. Szczepańskiego i to we fragmencie cytowanym „niefortunnie” przez Samborskiego, gdzie można przeczytać, że „w czerwcu 1944 r. [Przysiężniak – Plumer], jako dowódca Oddziału Leśnego NOW scalonego z AK, otrzymał rozkaz z Komendy Podokręgu dołączenia do partyzanckiego oddziału Inspektoratu Przemyśl, stacjonującego w Kuryłówce koło Leżajska, a dowodzonego przez kpt. „Szpaka".” (W. Szczepański, Wspomnienia lipiec 1944 – grudzień 1957, wyd. IPN O/Rzeszów 2008 str. 66). Z tej informacji wynika ni mniej ni więcej, że oddział miał funkcjonować w ramach 39 pułku piechoty AK.
W mojej opinii Autor wygłasza bardzo karkołomne tezy. O co chodzi w pierwszym zdaniu? Czy to miało oznaczać, że np. oddział formalnie zaprzysiężony w AK, współdziałający w 1943 roku w ramach akcji zbrojnych (i nie tylko) z NSZ lub jakąkolwiek inną organizacją niepodległościową (nie scaloną w tym czasie z AK) lub, nie daj Boże, partyzantką sowiecką w rzeczywistości nie był oddziałem AK-owskim? I dalej pada autorytatywne stwierdzenie o totalnym braku współpracy z AK. Czy Bolesław Usow, który często dowodził oddziałem, rzeczywiście tylko „uchodził” za oficera AK? Czy współdziałanie (nawet u boku Zub – Zdanowicza) w wielu akcjach zbrojnych z terenowymi oddziałami AK to tylko nieskoordynowany zbieg okoliczności? Czy zgłoszenie się po rozwiązaniu oddziału, „z kilkunastoosobową kadrą”, do komendanta jarosławskiego Obwodu AK, W. Szczepańskiego, który „pomimo trudnej sytuacji w nowej, sowieckiej okupacji” wyznaczył „dla gości kwatery” to tylko czysty przypadek. Dobrze byłoby również by M. Samborski podał gdzie i kiedy doszło do wzajemnych walk oddziału „Ojca Jana” z BCh i poparł to jakimiś wiarygodnymi dowodami. Konia z rzędem natomiast dla tego kto potrafi mi wytłumaczyć ostatni akapit powyższego cytatu. Czy Autor chce powiedzieć, że fakt wykonywania przez Przysiężniaka rozkazów Mireckiego, który po scaleniu (NOW z AK) został mianowany II zastępcą dowódcy Podokręgu AK Rzeszów, świadczy o braku współpracy oddziału z Armią Krajową?
M. Samborski oddział „Ojca Jana” nazywa czasem zamiennie oddziałem „Konara”. Jeżeli przyjmiemy, że faktycznym dowódcą był B. Usow to jego osoba wskazywałaby na AK. Jednak na poparcie przynależności oddziału do NSZ, Autor szczególnie eksponuje w swojej publikacji Legię Nadwiślańską i jej dowódcę majora „Zęba”. Nie wiem skąd M. Samborski czerpie swoje niezachwiane przekonanie o niechęci majora Zub - Zdanowicza do AK czy też o jego negatywnym stosunku do scalenia, nie tylko podległych mu oddziałów, ale całego NSZ. W tym miejscu posłużę się następującym cytatem: „Otóż, być może jeszcze w pierwszej połowie marca 1944 r., okręgowy kierownik AS [Akcji Specjalnej – Plumer] mjr Zub-Zdanowicz, natychmiast po otrzymaniu wiadomości o podpisaniu umowy scaleniowej, wyruszył konno i w ubraniu cywilnym, aby spotkać się z komendantem okręgu AK płk. Kazimierzem Tumidajskim „Marcinem". Spotkanie odbyło się w Krężnicy Okrągłej koło Lublina. Jego celem było zapewne przygotowanie gruntu pod przyszłe, sprawne i szybkie przeprowadzenie akcji scaleniowej w okręgu. Płk. Tumidajski przekazał mjr. Zub-Zdanowiczowi ad hoc szereg sugestii co do działania oddziałów NSZ na Lubelszczyźnie: nie zaczepiać komunistów, współdziałać z Kedywem AK Lublin, a w razie wejścia Sowietów na teren okręgu, przejść wraz z całym Pułkiem Legii Nadwiślańskiej za Wisłę, na teren Okręgu Kielce.” (M. Zaborski, Okręg Lubelski NSZ, Narodowe Siły Zbrojne. Biblioteka Szczerbca, Warszawa 1994 r. str. 196). W tej samej publikacji informacje te potwierdza prof. Chodakiewicz: „Prawdopodobnie około 12 marca Zub-Zdanowicz zameldował się komendantowi Okręgu Lublin AK, podpułkownikowi Kazimierzowi Tumidajskiemu, i podporządkowywał swój pułk NSZ Armii Krajowej, zgodnie z umową scaleniową podpisaną w Warszawie przez dowództwa NSZ i AK. Na początku kwietnia Zub-Zdanowicz udał się do Warszawy, aby zameldować Dowództwu NSZ o postępach w akcji scaleniowej. (…)W połowie marca, mjr „Ząb", za aprobatą płk. „Marcina", przerzucił „Stepowców" na Kielecczyznę, a reszta Legii Nadwiślańskiej kontynuowała swoją pracę na Lubelszczyźnie." (M.J. Chodakiewicz, Przypadek Leonarda Zub-Zdanowicza, Narodowe Siły Zbrojne. Biblioteka Szczerbca, Warszawa 1994 r. str. 250). Na dodatek działania scaleniowe Zdanowicza nie były nacechowane niechęcią. Wg Zaborskiego: „Szeregowi żołnierze NSZ różnorako zareagowali na podporządkowanie Okręgu III [NSZ – Plumer] Armii Krajowej. W oddziałach Akcji Specjalnej w Powiecie Kraśnickim wybuchła radość. Jak wspomina Maria Zub-Zdanowicz (żona mjr. L. S. Zub-Zdanowicza), Wszyscy ucieszyliśmy się, że nareszcie będzie jedno wojsko”. (M. Zaborski, Okręg Lubelski NSZ, Narodowe Siły Zbrojne. Biblioteka Szczerbca, Warszawa 1994 r. str. 205). Ażeby jeszcze dodać „smaczku” tym rozważaniom dorzucę kolejny fragment z cytowanej publikacji Marcina Zaborskiego: „A oto inny przykład oddolnych inicjatyw scaleniowych: 6 października 1943 r. [podkr. – Plumer] w powiecie kraśnickim, po przeprowadzonej wspólnie przez NSZ i AK akcji na więzienie w Biłgoraju, oficerowie AK, NOW i NSZ uchwalili petycję do polskich władz politycznych i wojskowych, w której prosili o jak najszybsze scalenie wysiłku zbrojnego tych organizacji i skierowanie go przeciw dwóm wrogom Polski: Niemcom i Sowietom”(str. 195). I dalej w przypisie podając jako źródło tej informacji AAN, 207/22, k. 151; M. J. Chodakiewicz, Przeciw..., ss. 92-93. „Petycje podpisało 25 oficerów AK, NOW i NSZ (podaję bez rozszyfrowywania pseudonimów, często oczywistych): kpt. „Ząb" [NSZ, L. Zub-Zdanowicz – Plumer], por. „Step", por. „Ojciec Jan" [NOW, F. Przysiężniak – Plumer], por. „Kret", ppor. „Dąbrowa", ppor. „Ludwik", kpt. „Żegota" [AK, T. Sztumberk-Rychter – Plumer], por. „Wacław", por. „Pod¬laski", ppor. „Sęk", ppor. „Szmaragd", ppor. „Szczerba", ppor. „Burza", ppor. „Kulski", ppor. „Struńcz", ppor. „Totem", ppor. „Kordzeń", ppor. „Wlodko", pchor. „Grom", pchor. „Gorowicz", pchor. „Fernando"(str. 195 – 196).
Autor na poparcie powyższych słów przywołuje m.in. dokumenty AL z roku 1944 opublikowane w opracowaniu z 1960 r. W mojej opinii są to dokumenty bezwartościowe, prokurowane na potrzeby powojennej propagandy komunistycznej. W tym czasie NSZ stały się „kozłem ofiarnym”. Każdemu komu bezpieka chciała postawić najcięższe zarzuty, przypisywano „zbrodnicze” działania w strukturach NSZ, a byli GL-owcy a także cześć BCh-owców (m.in. ta związana z Władysławem Jagusztynem ps. Oracz) podjęła aktywną współprace z Urzędem Bezpieczeństwa Publicznego.
M. Samborski w wielu miejscach swojej pracy jak mantrę powtarza, że Przysiężniak dowodził „Egzekutywą powiatu”. W innym miejscu nazwał tez oddział „Cichego” „Egzekutywą powiatu” (str. 142). Pozostaje tylko pytanie skąd Autor czerpie te informacje? Pewne jest, że tak nazywano potocznie w powiecie kraśnickim jeden z oddziałów NSZ. Podaję za M. Zaborskim: „Oddział „Zagłoby" — Ryszarda Ławruszczuka, tzw. Egzekutywa Powiatowa, mały oddział lotny, stanowiący kontynuację oddziału NOW-AK, działającego w Kraśnickiem i dowodzonego przez Władysława Strzemesznego „Wołodię" — „Zucha". Podlegał Komendzie Powiatu nr 2, liczył kilkunastu żołnierzy. W sierpniu 1943 r. większa część oddziału opuściła szeregi NSZ i przeszła do AK.” (M. Zaborski, Okręg Lubelski NSZ, Narodowe Siły Zbrojne. Biblioteka Szczerbca, Warszawa 1994 r. str. 224). Tamże na tej samej stronie napisano: „Oddział „Cichego" — ppor. lotn./kpt. Wacława Piotrowskiego, utworzony w połowie 1943 r. w Powiecie Kraśnik. Wiosna 1944 r. liczył ponad 120 żołnierzy. Formalnie był oddziałem ochrony powiatu, a 14 maja 1944 r. został włączony do AS.” Potraktowanie „patroli dywersyjnych” jako element charakterystyczny dla struktur NOW przeczytałem z pewnym rozbawieniem. A już w zdumienie wprawiło mnie to na jakiej podstawie M. Samborski wysnuł taki wniosek. Zajrzałem do literatury przywołanej przez Autora w przypisach. I co? Cytuję: „Chłopcy z lasu zjawiający się dla podjęcia broni zazwyczaj przybywali jako patrol, składający się z 3 do 6 ludzi [podkr. – Plumer]. Żołnierze w lesie żyli zawsze z bronią, więc na względnej wolności nie zachowali tych środków ostrożności, jakie zwykle na co dzień stosowała ludność żyjąca w miastach”. (K. Mirecki Narodowa Organizacja Wojskowa w Centralnym Okręgu Przemysłowym, str. 121). „Niepowodzeniem zakończyła się akcja odbicia go z miejscowego aresztu podjęta przez patrol dywersyjny NOW w nocy z 30 na 31 XII 1943 r.” (K. Kaczmarski Saga Rodu Mireckich, Biuletyn IPN nr 8-9 z 2007, str. 146). Czy rzeczywiście na podstawie tych dwóch cytatów można wyciągnąć wniosek, ze patrole dywersyjne były jakimś wyróżnikiem dla struktur NOW, w stosunku do innych organizacji podziemnych?
To chyba jakaś nowatorska teoria M. Samborskiego. Pozostawię to litościwie bez komentarza. |
genek72 - 2012-03-25 08:41:49 |
Z Podkarpacia ciekawe materiały dotyczące scalenia NOW z AK znajdują się w Muzeum AK w Krakowie. Tak przynajmniej było w reportażu w TVP Historia. A cd repliki niezwykle interesujący i czekamy na dalszy ciąg. |
perf - 2012-05-06 22:28:40 |
Wykład dr. K.Kaczmarskiego o okręgu rzeszowskim NOW: http://www.youtube.com/watch?v=0yqY6SCs2Gw |
Plumer - 2012-05-13 13:09:10 |
Wielokrotnie w swojej pracy Samborski przytacza swoje „oryginalne” przemyslenia świadczące o rzekomej przynależności oddziału „Ojca Jana” do NSZ.
Pierwsze pytanie jakie się nasuwa po przestudiowaniu powyższego cytatu to skąd bierze się wniosek, że spotkanie z „Cichym” miałoby zadecydować o przyłączeniu się „Ojca Jana” do NSZ? Tak naprawdę Samborski nie przytacza ani jednego argumentu na poparcie tej tezy. Drugie pytanie, które wręcz cisinie się na usta po uważnej lekturze powyższego fragmentu publikacji to właściwie z jakich względów Zagórski, Garbacz i Socha nazywają „grupę” (?!) Przysiężniaka „oddziałem egzekucyjnym”? W pierwszej chwili patrząc na następstwo logiczne zdań może się wydawać, że względy te stanowił fakt wymiany ludzi pomiędzy oddziałami „Jana” i „Cichego”. Chyba jednak nie to Autor miał na myśli. Więc może chodzi o tzw. „Egzekutywę Powiatową” NSZ? Przytoczmy fragmenty dwóch opracowań na które powołuje się Samborski (niestety do pracy A. Zagórskiego nie mam aktualnie dostępu).
Cóż za fantazja, tylko czy aby na pewno Samborski wie o czym mówi? Brak wywiadu i komunikacji? Przecież pacyfikacja była przygotowana w ścisłej tajemnicy i podczas jej trwania nie wiedziano o niej ani w Giedlarowej, ani w Woli Zarzyckiej, które leżą równie blisko Leżajska. Skąd mieli by o niej wiedzieć partyzanci „Ojca Jana” stacjonujący za Sanem? Załóżmy jednak, że jakimś cudem informacja o trwającej pacyfikacji Leżajska dotarłaby do nich. Jaka mogłaby być sensowna reakcja małego oddziału partyzanckiego (20? 30? czy nawet 50 osobowego), stacjonującego za Sanem? Szacuje się, że w pacyfikacji Leżajska brało udział ok. 3000 żołnierzy z jednostek wojskowych i policyjnych okupanta. Dla Samborskiego sprawa jest oczywista, można np. wywołać strzelaninę, która umożliwiłaby jakąś reakcję obronną (?!). Szkoda, że Autor tego „genialnego” w swojej prostocie pomysłu z zakresu taktyki walk partyzanckich, nie zdradził czytelnikom jaką i czyją reakcję obronną miał na myśli. W zaistniałej sytuacji jedyną szansą mogłaby być próba odbicia aresztowanych w drodze do Jarosławia, wykonana np. przez żołnierzy sąsiedniej placówki. Taka koncepcja zaświtała też w głowie zatrzymanego komendanta placówki AK w Leżajsku, Rudolfa Jaszowskiego i taki ostatni rozkaz przekazał przez swoją żonę Annę. Akcje mieli przeprowadzić żołnierze AK z Woli Zarzyckiej, jednak rozkaz ten dotarł w chwili gdy był już niewykonalny… ale to już inna historia. Wystarczy trochę wyobraźni by dojść do wniosku, że najbardziej prawdopodobnym skutkiem proponowanej przez Samborskiego strzelaniny, byłaby karna ekspedycja niemieckich oddziałów represyjnych, z zadaniem zniszczenia stacjonującego za Sanem oddziału partyzanckiego oraz pacyfikacja miejscowości podejrzanych o jego wspieranie.
Proszę o uważne powtórne przeczytanie powyższego cytatu. Przyznaję, że zupełnie nie rozumiem „logiki” Autora. Komendant rzeszowskiego okręgu NOW Mirecki, udzielił reprymendy Miazdze, nakazał Przysiężniakowi opuszczenie terenu okręgu i jednocześnie przestał czasowo interesować się oddziałem (tylko czyim Miazgi czy Przysiężniaka, bo z tego wynika, że wtedy traktował je jako dwa odrębne oddziały). Skutkiem tego było odejście Miazgi wraz ze swoimi ludźmi do NSZ. Czy to ma znaczyć, że wg Samborskiego, Miazga obraził się na komendanta okręgu, za to, że zakazał samowolnego działania i bazując na rzekomych wcześniejszych kontaktach Przysiężniaka z NSZ, odszedł do tej organizacji licząc na bezkarność i większą tolerancję ze strony nowych przełożonych? Przecież w oddziałach NSZ też obowiązywała dyscyplina wojskowa a już Zub – Zdanowicz słynął z trzymanie swoich podwładnych twardą ręką.
Zakładam, że podkreślony przeze mnie fragment w nawiasie to tylko błąd drukarski, gdyż w innym przypadku ta część zdanie nie ma zupełnie sensu. Chodziło zapewne o plutonowego podchorążego tj. stopień wojskowy jaki miał wówczas Miazga. Nie bardzo rozumiem jakie intencje miał Autor pisząc powyższe zdanie. Czy wg niego podchorąży nie mógł pełnić funkcji oficerskich? Przecież podchorążowie to adepci szkół oficerskich, więc chyba nie taki był zamysł. Więc może, zdaniem Autora, w NSZ można było dowolnie obejmować lub zdawać dowództwo oddziału bez zgody zwierzchników. Jeżeli to ma być argument przynależności oddziału „Ojca Jana” do NSZ to po raz kolejny gratuluję fantazji.
Kolejny śmieszny argument Samborskiego na przynależność oddziału do NSZ. Nie rozumiem „logiki” Autora. Jakie powody byłyby przekonywujące i czy w ogóle Kazimierz Mirecki jako dowódca okręgu musiał nieustannie interesować się oddziałem „Ojca Jana”? Czy zajmując tak wysoką funkcję nie miał zupełnie nic innego na głowie?
Może to nie ma większego znaczenia, ale znów nie są dla mnie jasne intencje Autora. Po pierwsze, jakie znaczenie ma fakt obecności w oddziale przedwojennych zawodowych żołnierzy? Po drugie, jeśli Autor miał na myśli Miazgę i Przysiężniaka, bo wszystko na to wskazuje, to znów „trafił kulą w płot”. Obaj bohaterowie byli oficerami rezerwy.
Znów Samborski stawia tezy nie poparte żadnymi dowodami. Szczególnie druga część ostatniego zdania ma sugerować, że Przysiężniak zamiast zajmować się oddziałem wolał „balować” z Zub – Zdanowiczem w Borowie. Ciekawe na jakiej podstawie Autor wysnuł taki wniosek. Leonard Zub – Zdanowicz w owym czasie raczej „(…) myślał, że żelazną dyscypliną uda mu się przekształcić swoje pospolite ruszenie w prawdziwe wojsko. (…) W warunkach właściwie permanentnego napięcia, głodu, zimna, oraz braku snu, broni i amunicji, zbyt wiele wymagał zarówno od siebie, jak i swoich żołnierzy”. (M.J. Chodakiewicz, Przypadek Leonarda Zub-Zdanowicza, Narodowe Siły Zbrojne. Biblioteka Szczerbca, Warszawa 1994 r. str. 253). Więc gdzie tu miejsce i czas na życie towarzyskie?
Ta współpraca przed pojawieniem się Zub – Zdanowicza to ma być kolejny argument na przynależność oddziału „Ojca Jana” do NSZ. Nawet jeśli takowa była to współpraca nie oznacza jeszcze przynależności. Poza tym, jak pisałem już wcześniej, tzw. „Egzekutywą Powiatową” w Kraśnickiem, do sierpnia 1943 r. dowodził „Zagłoba” (Ryszard Ławryszczuk) a nie „Cichy”. Ponadto należałoby postawić Samborskiemu trzy pytania:
Właśnie w tym problem, ze z powyższego wcale nie wynika to co sugeruje Samborski. Zaledwie dwa zdania wcześniej napisał o współpracy z oddziałem „Cichego”, który to powstał w połowie 1943 r. Teraz twierdzi, że współpraca z oddziałem „Wojciecha"/"Stepa" /„Zęba" zaczęła się „grubo przed sierpniem 1943 r.”. Postawmy pytanie co wg Autora znaczy grubo i czy jest to prawdopodobne. „Wojciech” dowodził tzw. Aleksandrówką do 23 maja 1943 r., kiedy to został ranny w starciu z Niemcami pod Wilkołazem. Nieudana akcja Przysięzniaka i Szklarka na Liegenschaft w Groblach miała miejsce w nocy z 12/13 maja 1943 r., dlatego raczej nieprawdopodobna jest ich współpraca w tym okresie. Potem na krótko (niestety nie wiem jak krótko) dowództwo Aleksandrówki objął ppor. „Jawor”, którego szybko zwolniono wskutek sprzeciwu żołnierzy. Załóżmy, że został powołany z końcem maja i w ciągu dwóch tygodni tak „nawywijał”, że go odwołano, a dowódcą zostaje „Step”. Optymistycznie zakładając mamy połowę czerwca 1943 r. Zgodnie z relacja Puchalskiego, 24 czerwca 1943 r. (nie tak jak pisze Samborski 26 VI), miejscowe placówki urządzają, w rejonie wsi Golce, imieniny „Ojca Jana”. Wtedy też, wg Puchalskiego, dołącza do oddziału z grupą partyzantów ppor. Ludwik Miazga, który zostaje zastępcą Przysiężniaka (S. Puchalski, Partyzanci Ojca Jana, Stalowa Wola 1994, str. 51). Czy zatem możliwa jest w tym okresie ich współpraca z oddziałem „Stepa”? Moim zdaniem jest to również mało prawdopodobne. „Ząb” dociera do Aleksandówki 5 lipca 1943 r. i obejmuje dowództwo. 16 lipca 1943 r. miała miejsce akcja likwidacyjna Knüsslinga w rejonie Brzyskiej Woli (S. Puchalski, Partyzanci Ojca Jana, Stalowa Wola 1994, str. 54). Samborski za Igrasem podaje datę 31 lipca, Garbacz w Wołyniak legenda prawdziwa napisał, że było to 1 sierpnia, natomiast Deresz w Niebo bez słońca potwierdza datę podaną przez Puchalskiego. Nie ma to większego znaczenia gdyż, w mojej opinii w tym okresie tak jak i poprzednio współpraca obu oddziałów jest mało prawdopodobna. Wydarzenia pod Borowem miały miejsce 9 sierpnia 1943 r. (oddział NSZ pod dowództwem „Zęba” rozbroił, a następnie rozstrzelał 25 członków oddziału Gwardii Ludowej „Słowika” oraz 3 chłopów przebywających w obozie GL-owców). „Około 10 sierpnia 1943 r. we wsi Dąbrowica k. Bielin [podkr. – Plumer] grasowała karna ekspedycja z Niska w sile około czterdziestu ludzi. „Ojciec Jan” wysyła przeciw nim partyzantów pod dowództwem „Kurczapały” – Ludwika Miazgi.” (S. Puchalski, Partyzanci Ojca Jana, Stalowa Wola 1994, str. 56). Jakim cudem w takim razie istnieją podstawy „do postawienia tezy [hipotezy? – Plumer], że oddział „Ojca Jana” mógł brać udział w likwidacji 9 VIII 1943 r. oddziału GL „Słowika"? Gdzie Krym gdzie Rzym?
„Najmocniejsza” wydaje się ostatnia poszlaka tj. „ostentacyjne podkreślanie, badaczy,(…)”. Kłania się spiskowa teoria dziejów, jeśli „badacze” ostentacyjnie coś podkreślają to na pewno kłamią albo mają coś do ukrycia. Tylko, że wyżej przedstawiona chronologia wydarzeń potwierdza te „podejrzane”, ostentacyjne twierdzenia badaczy. Drugi argument Samborskiego też ma charakter wybitnie poszlakowy. Posądzenie S. Puchalskiego przez GL – owca E. Gronczewskiego ps. Przepiórka o udział w tzw. (zwłaszcza przez propagandę stalinowską), „mordzie pod Borowem”, ten pierwszy opisał tak: „Postawiono mi zarzut, że byłem pod Borowem, że brałem udział w mordzie gwardzistów. Zgodnie z prawdą zaprzeczyłem [podkr. – Plumer]. Wreszcie jeden najbardziej agresywny zapytał: „Co robiłem do wybuchu wojny?”. „Uczęszczałem do liceum w Stalowej Woli” – odparłem. I to się również nie podobało. Szczególnie niezadowolony był ten, który zadawał najwięcej pytań, (…). Powiedział, że też chciał się uczyć, ale go nie przyjęli.” (S. Puchalski, Partyzanci Ojca Jana, Stalowa Wola 1994, str. 135). Są jakieś skojarzenia? Dobra czekistowsko – ubecka szkoła. I to ma być argument? Niestety pierwsza poszlaka też jest mocno wątpliwa. Jest mało prawdopodobne, że oddział „Stepa” w tym czasie liczył tylko 20 ludzi. M. Zaborski twierdzi, że „W okresie „lubelskim” dowódcami plutonów w oddziale byli m.in.: ppor./por. Kazimierz Poray-Wybranowski „Kret" (jednocześnie zastępca dowódcy), pchor./ppor. Jan Kazimierz Zaborski „Huba" i wachm. zaw./ppor. Stanisław Skowroński „Knoll". Przy oddziale „Stepa" działała szkoła podchorążych i podoficerów zorganizowana w formie oddziału leśnego, dowodzona przez por./kpt. Jana Mutza „Mnicha" i por. „Białego" (N.N.), licząca około 35 elewów.” (M. Zaborski, Okręg Lubelski NSZ, Narodowe Siły Zbrojne. Biblioteka Szczerbca, Warszawa 1994 r. str. 223 – 224). Z tego wynika, że samych elewów było 35. Trzech dowódców plutonów, w tym zastępca dowódcy oddziału, może świadczyć o tym, że sformowano co najmniej dwie pełne obsady plutonów. Przyjmując, że pluton to 3 – 4 drużyny po ok. 10 – 15 osób, wychodzi na to, iż 70 ludzi mogło stanowić skład oddziału „Stepa” nawet nie wliczając elewów szkół podchorążych i podoficerów.
Skąd Samborski wziął informację, że Zub – Zdanowicz dokonał demobilizacji oddziału Przysiężniaka? Chodakiewicz napisał: „Następnie Zub-Zdanowicz rozpuścił pułk na okres zimowy. „Ojciec Jan" odszedł na południe, gdzie w listopadzie walczył z ekspedycja pacyfikacyjną żandarmerii pod wsią Kurzyna, (…).” (M.J. Chodakiewicz, Przypadek Leonarda Zub-Zdanowicza, Narodowe Siły Zbrojne. Biblioteka Szczerbca, Warszawa 1994 r. str. 249). Skoro odszedł na południe i walczył z ekspedycją pacyfikacyjną, to nie został zdemobilizowany?!
Ciekawe skąd Samborski ma powyższe informacje. Sprawdziłem co napisał na ten temat Puchalski. „Prawdą jest, że bojowym zachowaniem wyróżnili się: „Wołyniak”, (…). Nie mamy zastrzeżeń do zachowania się w boju oficerów „Konara”, „Dęba”, mniej do „Kordiana”. Natomiast „Władka” [Bogusław Męciński – Plumer] zostawił swoją żonę i zgodnie z tradycją uciekł z pola walki zabierając część chłopców dla swojego bezpieczeństwa. W wyniku takiej postawy oficera, zastępcy dowódcy, „Wołyniak” po akcji ostro skrytykował jego zachowanie wobec Komendanta Okręgu „Żmudy” [Kazimierz Mirecki – Plumer], wyraził swoje votum nieufności i odszedł z oddziału wraz ze swoimi zaufanymi kolegami. (…) Byłem świadkiem decyzji podjętej przez „Żmudę” [podkr. – Plumer], zwalniającej „Władkę” ze stanowiska zastępcy „Ojca Jana”, a powołującego na jego miejsce ppor. „Konara” [Bolesław Usow – Plumer], który praktycznie do rozwiązania oddziału w końcu lipca 1944 roku dowodził nim we wszystkich akcjach”. (S. Puchalski, Partyzanci Ojca Jana, Stalowa Wola 1994, str. 96). Cóż komentarz chyba jest zbędny.
Znów Samborski wykazuje się znawstwem z zakresu walk partyzanckich. Ciekawe skąd stacjonująca w „Rybakówce” część oddziału „Cichego” miała wiedzieć o pacyfikacji „Graby”? No może gdyby dowodził nimi ktoś o takiej „wiedzy” jak Samborski” byłoby to możliwe. Poza tym Autor pomija milczeniem relację Puchalskiego, którą warto we fragmentach tu przytoczyć. „Następnego dnia [po tragedii w Grabie – Plumer], w czasie zmiany miejsca postoju, przechodziliśmy koło rybakówki. Kwaterował w niej oddział NSZ „Cichego”. Część partyzantów tego oddziału wyszła do drogi, inni tylko na podwórze. Wśród tych ostatnich, koledzy zauważyli kaprala „Wysockiego” z naszego oddziału, który 17 grudnia tego roku, będąc dowódcą patrolu wysłanego w rejon Kurzyny, nie wrócił. Widziano go z karabinem wśród Niemców na samochodzie. Był poszukiwany.” (S. Puchalski, Partyzanci Ojca Jana, Stalowa Wola 1994, str. 97). Z powyższego wynika, że poszukiwany, w związku z podejrzeniem o zdradę, były żołnierz „Ojca Jana”, dołączył do „Cichego”, co świadczy o braku bezpośredniej łączności pomiędzy obydwoma oddziałami. W związku z tym, trudno zrozumieć po co Autor wygłasza teorie na temat zagadnień, o których nie ma zielonego pojęcia.
Powyższy fragment przytaczam jedynie jako oryginalną ciekawostkę w postaci niekonsekwencji Autora publikacji. Na terenie działania oddziału „Ojca Jana”, wg Samborskiego podporządkowanego NSZ, w dniu 9 maja 1944 r., pojawia się partyzantka sowiecka, co „naturalną koleją losu” skutkuje spotkaniem dowódców i nawiązaniem współpracy. Czyżby sam Autor publikacji powątpiewał w prawdziwość tytułowej tezy? Nie zakładam, że Samborski przed napisaniem artykułu nie zapoznał się z założeniami ideowymi walki NSZ.
Samborski powołując się na przytoczony wyżej fragment Pamiętnika Muchy zdaje się nie zauważać, że został on wydany w 1971 r. i musiał spełniać wymogi ówczesnej cenzury komunistycznej. Stwierdzenie, że oddział „Ojca Jana” „nie występował otwarcie do walki z okupantem”, było zgodne z oficjalna propagandą PZPR, zarzucającą AK (i nie tylko) taktykę działania z tzw. „bronią u nogi”, w przeciwieństwie do oddziałów komunistycznych. Ani słowem za to nie wspominano jakie koszty „otwartej walki z okupantem” (czytaj bez zachowania nadrzędnej zasady ochrony ludności cywilnej) ponosiło społeczeństwo. Zresztą Kunicki chyba jednak nie oceniał tak nisko, jak sugeruje Samborski, wartości bojowych oddziału „Ojca Jana”, skoro odważył się na wystąpienie w obronie zarówno Usowa jak i Przysiężniaka, przed UB – eckim „aparatem sprawiedliwości”, za co poniósł stosowną karę. Bardzo możliwe, że w wyniku tego wystąpienia Przysiężniak zachował życie. Usow natomiast uniknął w ogóle wyroku skazującego z tym, że w jego przypadku mogło pomóc także wstawiennictwo innych, wyżej postawionych dowódców partyzantki sowieckiej. Nie oznacza to jednak wcale, że UB o nim zapomniało. Bolesław Usow zginął w dniu 30 lipca 1954 r. w Kwidzynie, gdzie kierując motorem, zderzył się „przypadkowo” z „niezidentyfikowaną zieloną ciężarówką”, która niespodziewanie zajechała mu drogę. Na marginesie można dodać, że w zderzeniu z „zieloną ciężarówką” zginęli też inni byli partyzanci z oddziału m.in. koło Słupska - Bogumił Męciński ps. „Władka” i w Prudniku - Stanisław Pelczar ps. „Majka”.
Kolejne przypuszczenie Samborskiego, który w sposób nieprzyzwoity próbuje naginać fakty, w celu udowodnienia swojej tytułowej tezy. Wg Puchalskiego „Pod nieobecność „Ojca Jan”, (…) oddziałem dowodził zastępca ppor. „Konar”. Zwołał naradę. Decyzja: nim zostanie zamknięty pierścień okrążający lasy, przechodzimy za linię kolejową Rozwadów – Lublin, a następnie za Wisłę, na ziemię kielecką.” (S. Puchalski, Partyzanci Ojca Jana, Stalowa Wola 1994, str. 168). Z tego wynika, że Usow prawidłowo ocenił sytuację i jako wytrawny dowódca próbował wyrwać oddział z grożącego okrążenia. Natomiast to co wydaje się Samborskiemu nie trzyma się kupy. Cała konstrukcja ostatniego zdania jest jakaś pokręcona i Autor nie wyjaśnia do końca o co mu chodzi. Rozumiem, że decyzja podjęta na naradzie była zgodna z założeniami Usowa. Pełnił on w końcu funkcję dowódcy oddziału i trudno przypuszczać, że podejmie decyzję niezgodną z własnymi założeniami, to byłby jakiś absurd! Co miał na myśli Autor publikacji pisząc o zgodności z założeniami dowództwa NSZ? Może chodziło o Brygadę Świętokrzyską? Tylko skąd było wtedy wiadomo, że ta jednostka NSZ uda się na zachód? Poza tym jeśli taki był zamiar „Konara” to dlaczego ostatecznie nie próbował dotrzeć do Brygady Świętokrzyskiej i „po rozwiązaniu oddziału zamieszkał z rodziną w Hucie Plebańskiej”? (T. Chrzanowski Nadleśniczy Bolesław Usow ps. Konar (1913 – 1954), BIULETYN RDLP W TORUNIU 1(54)2010 str. 32). Ostatecznie w listopadzie 1945 r. został nadleśniczym w Kwidzynie.
Wg Puchalskiego „W tym czasie [w połowie lipca 1944 – Plumer] dołączył do oddziału „Ojciec Jan”. W Kurzynie Wielkiej zapadła także wtedy decyzja rozdzielenia oddziału na dwie części. (…). Jedna grupa pod dowództwem „Konara” miała swoim działaniem objąć Lasy Janowskie, druga pod dowództwem „Ojca Jana” miała się udać w okolice Kuryłówki i Leżajska.” (S. Puchalski, Partyzanci Ojca Jana, Stalowa Wola 1994, str. 210). Z powyższego wynikają dwie zasadnicze różnice w stosunku do tego co napisał Samborski. Pierwsza to taka, że rozdzielenie nastąpiło przed wydaniem przez Mireckiego rozkazu o rozwiązaniu oddziału, druga to brak jakiejkolwiek wzmianki, iż doszło do ponownej różnicy zdań (kiedy była pierwsza?) pomiędzy „Konarem” i „Ojcem Janem” na tle przyszłości oddziału. Jeżeli Usow w przeciwieństwie do Przysiężniaka, zdaniem Samborskiego, chciał dalej walczyć przeciw nowej władzy to dlaczego już 2 sierpnia 1944 r. rozwiązał swoją część oddziału. A żeby było zabawniej sam Autor publikacji, w przypisie 118 na str. 153, dowodzi, że „Ojciec Jan” rozwiązał swoją część oddziału później niż „Konar”. O czym to świadczy? Myślę, że sprawę może wyjaśnić pewna informacja dotycząca narady w Leżajsku, o której napisał również Samborski. „W archiwach Instytutu Pamięci Narodowej, Oddział w Rzeszowie zachowały się dokumenty zgromadzone w czasach PRL przez Wydział „C” Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Rzeszowie, a poświęcone historii Narodowej Organizacji Wojskowej (IPN-RZ-05/11-14).(…) Dowiadujemy się z nich (…) na przykład, że w końcu lipca 1944 r. uczestniczył on [B. Usow – Plumer] w spotkaniu dowódców NOW-AK w Leżajsku, kiedy to podjęto decyzję o kontynuowaniu dalszej walki z nowym sowieckim okupantem.” (T. Chrzanowski Nadleśniczy Bolesław Usow ps. Konar (1913 – 1954), BIULETYN RDLP W TORUNIU 1(54)2010 str. 32). Nie było żadnej różnicy zdań między Usowem i Przysiężniakiem, obie części oddziału rozwiązano zgodnie z rozkazem, zdecydowano też o kontynuacji walki jednak w innej formie niż dotychczas. Taką wersję potwierdza też w swojej książce Puchalski.
Po przeczytaniu powyższego wywodu po raz kolejny otworzyłem oczy ze zdumienia. Ciekawe czy Autor publikacji na pewno wie o czym pisze? Nie ma chyba sensu dłużej analizować tego fragmentu jednak wypada postawić dwa pytania:
Znów nasuwa się pytanie co Samborski rozumie przez pracę wychowawczą czy polityczną. Jeśli pranie mózgu, jakie urządzali politrucy w oddziałach komunistycznych, to rzeczywiście ma rację. No to kilka przykładów. „Przygotowywaliśmy program artystyczny. Zbliżał się dzień 11 listopada Święto Niepodległości. (…). 11 listopada 1943 r. od samego rana przybywali goście z terenu. (…). Około godz. 10 na przygotowanym ołtarzu odprawiona została msza polowa z okolicznościowym kazaniem. Patriotyczne mowy, a po nich przysięga partyzancka. Po niej defilada ze sztandarem 5 pp, (…).”(S. Puchalski, Partyzanci Ojca Jana, Stalowa Wola 1994, str. 75). Podobne uroczystości 3 maja 1944 r. Czy to nie jest działalność wychowawcza i polityczna? Poza tym Puchalski napisał: „Nasz propagandzista [podkr. – Plumer] „Pobóg” Mieczysław Przedpełski wygłosił płomienne przemówienie nawiązując do rocznicy Konstytucji 3 Maja.” (S. Puchalski, Partyzanci Ojca Jana, Stalowa Wola 1994, str. 160). Skoro był propagandzista to chyba miał jakieś zadania polityczno – wychowawcze. Na dodatek codzienne, wspólne odmawianie modlitwy też do takiej działalności można zaliczyć. |
Plumer - 2012-06-03 10:45:56 |
W wielu miejscach swojej publikacji M. Samborski bazując na różnych publikacjach i dokumentach, stawia własne tezy, które w mojej opinii świadczą często albo o pobieżnym zapoznaniu się z cytowaną literaturą albo o braku znajomości poruszanych zagadnień.
Przyznam szczerze, że wniosek wyciągnięty przez Autora w ostatnim zdaniu powyższego cytatu jest dla mnie nieco zaskakujący. Jak dla mnie pojęcia obwód, powiat czy placówka są nazwami z zakresu organizacji terytorialnej (najczęściej dawne województwo, powiat, miasto lub gmina), natomiast drużyna, pluton, kompania czy batalion to pojęcia z zakresu organizacji wojskowej. A jeśli tak to pluton składa się najczęściej z 3 – 4 drużyn a placówki mogły co najwyżej formować kompanie a nie przekształcać się w nie. Mam wrażenie, że Autor nie do końca zna strukturę jednostek wojskowych, gdyż na tej samej stronie napisał:
Jeżeli dobrze rozumiem przytoczoną przez Samborskiego wersję Z. Larendowicza, kompania „Sepy” składała się z 3 plutonów sformowanych w Leżajsku, Jelnej i Sokołowie, natomiast pluton leżajski składał się z 4 drużyn z czego jedna pochodziła z terenu sokołowskiego. Może to oznaczać, że pluton sokołowski składał się np. z 4 drużyn a piąta sformowana w tamtym terenie mogła wejść w skład plutonu leżajskiego. Wydaje się to prawdopodobne gdyż „Po aresztowaniu Adama Mireckiego [w listopadzie 1940 – Plumer] (…) istniejące jeszcze na terenie powiatu kolbuszowskiego struktury NOW w Sokołowie Małopolskim zostały podporządkowane komendzie powiatowej w Leżajsku. W strukturze powiatu łańcuckiego tworzyły one obwód sokołowski (kryptonim „Sabina”) (…). W 1942 r. obwód sokołowski liczył około 70 żołnierzy. [podkr. – Plumer] (K. Kaczmarski, Podziemie narodowe na Rzeszowszczyźnie, IPN Rzeszów 2003, str. 84 – 85). Z powyższego wynika, że Sokołów Małopolski pomimo, iż w strukturze organizacyjnej był obwodem, nie mógł sformować kompanii sokołowskiej ze względu na liczebność żołnierzy NOW i dlatego, w mojej opinii, w wersji Larendowicza nie ma żadnej sprzeczności.
Skąd Samborski czerpie takie informacje?! Kaczmarski w swojej pracy napisał: „Komendzie Głównej NOW podlegało 16 komend okręgowych, obejmujących swoją działalnością terytorium całej okupowanej Polski. W skład okręgu wchodziło kilka lub kilkanaście powiatów. W niektórych okręgach (np. Krakowskim), utworzono podokręgi, łącząc w nie kilka powiatów. Każdy powiat podzielony był na obwody, oparte na gminie wiejskiej lub miejskiej. W przypadku gminy wiejskiej obejmowały one kilka, a niekiedy i kilkanaście wsi. Najmniejszą jednostką organizacyjną w strukturze NOW była - na szczeblu wsi - placówka.” (K. Kaczmarski, Podziemie narodowe na Rzeszowszczyźnie, str. 61). W przypisie nr 7 na tej samej stronie dodaje: „Zgodnie z modelem organizacyjnym NOW ukształtował się pięcioszczcblowy układ terytorialny: okręg - podokręg - powiat - obwód - placówka. Jego najniższą jednostką była sekcja (1+5). Podstawą układu terytorialnego była sieć pododdziałów liniowych (drużyny, plutony, kompanie, bataliony). Zgodnie z Instrukcją ogólną NOW z 12 VIII1943 r., na szczeblu placówki powinien być zorganizowany pluton, składający się z trzech drużyn, zaś na każdy obwód miała przypadać jedna kompania w sile trzech plutonów. [podkr. – Plumer]. (…). Przedstawiając strukturą terenową NOW w Okręgu Rzeszowskim, autor starał się stosować powyższy schemat, mimo że w większości materiałów, jakimi dysponował - przede wszystkim w aktach procesowych żołnierzy podziemia narodowego - praktycznie nie występuje szczebel obwodu. Tak więc, gdy mowa jest w nich o placówce, z reguły (choć nic zawsze) chodzi o obwód. Nie jest zresztą wykluczone, że w powiatach, w których udało się zorganizować tylko kilka placówek, struktury na szczeblu obwodu nie były tworzone.” Tak więc Kaczmarski wcale nie używa zamiennie określeń „obwód” i „placówka”, a jedynie zwraca uwagę na to co napisano w większości materiałów pochodzących z akt procesowych (czyli UB), które nie stanowią miarodajnych materiałów w tym zakresie. Na szczeblu obwodu formowano kompanię a na szczeblu placówki pluton, czyli dokładnie odwrotnie niż opisał to Samborski. Dla porównania struktury AK wyglądały następująco: okręg – obejmował teren dawnego województwa (mógł się nieco różnić obszarowo ze względu na dwie strefy okupacyjne: niemiecką i sowiecką; mógł też mieć wydzielone podokręgi i takim właśnie podokręgiem był Rzeszów), obwód – to obszar dawnego powiatu (kilka powiatów stanowiło inspektorat), placówka – to obszar dawnej gminy miejskiej lub wiejskiej. W ogólnym zarysie, organizacyjnie placówka AK odpowiadała obwodowi NOW. Możliwe też, że właśnie z tego powodu w materiałach procesowych żołnierzy podziemia narodowego, nakładają się te dwie struktury, połączone w wyniku akcji scaleniowej.
Ciekawe skąd Autor zaczerpnął taką informację. Wydaje się, że z raportu W. Jagusztyna. Nawet jeżeli rzeczywiście K. Krawiec przeszedł do BCh to na poparcie dość zaskakującej tezy, iż większość członków podziemia narodowego na Zasaniu przeszła do „konkurencji” ludowej wypadałoby przywołać konkretne dowody w postaci dokumentów, nazwisk itp.
i w przypisie na tej samej stronie
Pomimo wielu niedoskonałości pracy D. Garbacza, jednak to jego wersja jest bardziej prawdopodobna, a ta którą przyjął M. Samborski ma słabe strony. Autor ciągle zdaje się nie pamiętać, że była to konspiracja i obowiązywały pewne zasady, których przestrzegano w każdej organizacji podziemnej m.in. ze względów bezpieczeństwa. W związku z tym mało prawdopodobne jest by Igras (czy Przysiężniak, nawet jeżeli znał A. Mireckiego osobiście) dzięki znajomościom, w owym czasie mógł dotrzeć bezpośrednio do dowódcy okręgu. Było to po prostu zabronione. Można było kontaktować się tylko z przełożonym o jeden szczebel wyżej. Zgodnie z zasadami konspiracji powinno to się odbyć tak jak podał Garbacz, z zachowaniem drogi służbowej tj. Adam Mirecki – d-ca okręgu Lublin, wydał rozkaz ale nie przekazał go osobiście, bezpośrednio Przysiężniakowi, tylko Rzepeckiemu, który był d-cą obwodu Biłgoraj, a ten zapewnił jego realizację, stosując także powyższe reguły. Zresztą NOW była organizacją wojskową i jak w każdej armii, obowiązywała zasada drogi służbowej.
Po pierwsze nie wiadomo czy powyższe zdanie odnosi się tylko do organizacji o rodowodzie narodowym czy też dotyczy wszystkich organizacji podziemnych. Po drugie ma wydźwięk pejoratywny, gdyż sugeruje, że ilość akcji zbrojnych jest wyznacznikiem oceny podziemia niepodległościowego a przecież działalność ta polegała także (a może przede wszystkim) na organizacji wywiadu, legalizacji, edukacji, propagandzie, informacji, itp. itd. Pewnie Samborski uważa, że im więcej akcji zbrojnych tym wyższa ocena organizacji podziemnej. Świadczy o tym choćby poniższy cytat:
Akcje zbrojne czy to formacji dywersyjnych czy oddziałów partyzanckich, choć były bardziej „widowiskowe” (dziś powiedzielibyśmy medialne), nie były głównym rodzajem działalności podziemia niepodległościowego, gdyż wiązały się z ryzykiem represji okupanta skierowanych przeciw ludności cywilnej a jej ochrona była nadrzędnym celem każdej organizacji niepodległościowej. Wyjątek stanowiły oddziały związane z PPR (GL, AL) i partyzantka sowiecka, dla których los ludności cywilnej był zupełnie obojętny, jednak to była obca agentura a nie podziemie niepodległościowe.
Nie znam treści listu Mireckiego poza wyrwanym z kontekstu cytatem przytoczonym powyżej. Nie ma to zresztą większego znaczenia. Natomiast intencje Samborskiego wydają się aż nadto jasne. Wg Autora publikacji „prawdziwy” obraz początku konspiracji na Lubelszczyźnie (i nie tylko!)
Samborski po raz kolejny przywołuje listy Mireckiego z 1987 r. i choć sam uważa je za „nie do końca wiarygodne”, używa ich często w celu dyskredytowania zarówno Przysiężniaka jak i w tym przypadku Usowa. W mojej opinii Kazimierz Mirecki był, delikatnie mówiąc, kontrowersyjną i dwulicową postacią. I wcale nie chodzi mi o to, że zachęcał swoich podwładnych do podjęcia walki z bolszewizmem w strukturach NZW a sam wykorzystał pierwszą okazję i czmychnął na Zachód. Takie były czasy, ratował własne życie. Natomiast to co wypisuje w swoich listach po latach, o swoich podwładnych z czasów okupacji niemieckiej to szczyt hipokryzji. Nie znam oczywiście całej treści jego listów z 1987 r., ale fragmenty przytaczane przez Samborskiego wiele mówią o tym człowieku. To co Samborski tak bardzo chce podkreślić to poważny zarzut. Za defraudację funduszy organizacji podziemnej groziła kara śmierci. Dlaczego Mirecki nie rozliczył swojego podwładnego z powierzonych mu pieniędzy? Pomijam już fakt czy w 1944 roku gotówkę mogła przekazać Komanda Gówna NOW. Rozumiem też, że Maria Mirecka mogła przywieźć lekarstwa, które niewątpliwie były bardzo pożądane w oddziale partyzanckim, jednakże w jakim celu miała przekazać bardzo wartościowe narzędzia chirurgiczne? Czyżby oddział miał w swoich szeregach wykwalifikowanego lekarza chirurga, który mógłby w warunkach polowych przeprowadzać operacje? Na dodatek zarzut kierowany jest w stosunku do Usowa, który we wszystkich relacjach przedstawiany jest jako człowiek na wskroś uczciwy i wyjątkowo prawy. Za puentę niech posłuży fragment wspomnień Wojciecha Szczepańskiego – komendanta jarosławskiego Obwodu AK. „W styczniu 1945 r., po rozwiązaniu AK, Mirecki „Kazimierz”, jako komendant okręgu NOW, działając zgodnie z wytycznymi swojego Stronnictwa, zaczął organizowanie Narodowego Zjednoczenia Wojskowego (…). Działalność nowo utworzonej organizacji nie budziła sympatii nawet u byłych żołnierzy „Ojca Jana”. Niektórzy z dowódców NSZ usiłowali przeprowadzać werbunek w byłych placówkach AK, czemu się przeciwstawiłem. Takim stanowiskiem naraziłem się „Kazimierzowi”, który zaplanował zamach na mnie. Wykonawcy nie odważyli się na taką zbrodnię i dostarczyli mi wydany wyrok. [podkr. – Plumer]. Nastąpiło [moje] spotkanie z „Kazimierzem” (Mireckim) i jego sztabem w klasztorze oo. Dominikanów w Jarosławiu. Wręczając mu pisemny wyrok [na mnie], rzuciłem pytanie: „Co to ma znaczyć?”. Zaprzeczył, powiedział, że nic nie wie o tej sprawie. A kiedy przedstawiłem mu jeszcze inne dowody – „Kazimierz” odkrył karty.” (W. Szczepański, Wspomnienia lipiec 1944 – grudzień 1957, wyd. IPN O/Rzeszów 2008, str. 93 – 94). Na dalszych stronach można przeczytać jak to Mirecki najpierw próbował przekonać Szczepańskiego, że to rzekomo gen. Bór – Komorowski idąc do niewoli przekazał prowadzenie walki z Sowietami organizacji NSZ. Gdy nie odniosło to skutku Mirecki posunął się do próby przekupstwa. Zaproponował Szczepańskiemu awans do stopnia majora, pół miliona złotych i wyjazd na półroczny odpoczynek. Komentarz jest chyba zbyteczny.
I dalej w przypisie nr 136 na tej samej stronie Samborski napisał:
Pierwsza refleksja jaka się nasuwa, jak oddział „Ojca Jana” mógł nawiązać współpracę skoro przebywał wtedy w Lasach Janowskich o czym pisał W. Szczepański (Wspomnienia lipiec 1944 – grudzień 1957, wyd. IPN O/Rzeszów 2008 str. 66). Druga to taka czy znów mamy do czynienia z ewidentna manipulacją, czy Autor nie „doczytał” do końca relacji Pelca – Piastowskiego. „Wcześnie zorganizowany został oddział (OP 39pp) por. Józefa Puchały ps. „Lis” (…). Liczył on około 35 ludzi, dobrze uzbrojonych, (…). Celem tego oddziału było przede wszystkim bojowe rozpoznanie terenu na prawym brzegu rzeki San (…) oraz przygotowanie miejsca na obozowisko w lasach nad Sanem dla ułatwienia koncentracji dalszych oddziałów pułku, jak również ewentualne przygotowanie przeprawy przez rzekę dla nowoutworzonego oddziału por. Emila Pudło ps. "Łukasz” [podkr. – Plumer]. Żeby ułatwić wykonanie tych trudnych zadań por. „Lis” miał nawiązać współpracę z dowództwem 9 pp AK im. Ziemi Zamojskiej (…), jak również ułożyć warunki współdziałania ze zgrupowaniem „Ojca Jana” Franciszka Przysiężniaka. Pierwszą część zadania (…) Oddział „Lisa” wykonał dobrze, natomiast nie udało się zrealizować drugiej części zadania. (…) nie ustalono dlaczego por. Puchała (…) nie przygotował przepraw dla Oddziału por. Pudły i nie zjawił się we wcześniej ustalonym miejscu i czasie.” (J. Pelc-Piastowski, W poszukiwaniu zwycięstwa, Biała Podlaska 2006, s. 110). Czy z tego wynika, że właściwym zadaniem oddziału Puchały było nawiązanie kontaktu z Przysiężniakiem? Wprawdzie Pelc – Piastowski napisał o próbie sforsowania Sanu pomiędzy Koziarnią a Sarzyną przez oddział „Łukasza”, że „Miała tam oczekiwać grupa łącznikowa z Oddziału „Ojca Jana” (…), lub podobna jednostka z jednego z oddziałów 9 pp AK im Ziemi Zamojskiej [podkr. – Plumer], (…).” (J. Pelc-Piastowski, W poszukiwaniu zwycięstwa, Biała Podlaska 2006, s. 57). Jednak w przypisie nr 16 na str. 91 podaje, że „Brak łączności i bieżącego rozpoznania nieprzyjaciela to były zmory (…) dywersji i partyzantki”. Czy to jest równoznaczne z tym co napisał Samborski?
Dlaczego zgrupowanie Ernesta Wodeckiego nie doczekało się pomocy ze strony oddziału „Ojca Jana” napisano wyżej. Skąd jednak Samborski ma informację, że oddział „Wołyniaka” nie udzielił pomocy zgrupowaniu „Szpaka” i przed walką opuścił obozowisko leśne? Można wiele zarzucić „Wołyniakowi”, ale nie tchórzostwo. Jego oddział przeprawił się na lewy brzeg Sanu ale na rozkaz Wodeckiego i po nocnej bitwie pod Szyszkowem i Kulnem. „”Wołyniak” i jego oddział wcielony został na krótko do zgrupowania 39 pp AK, co potwierdzam jako bezpośredni świadek, albowiem służyliśmy razem kadrowym batalionie o kryptonimie „Włodzimierz”, dowodzonym przez ppor./por. Jana Wielgosza ps. Ryś.” (J. Pelc-Piastowski, W poszukiwaniu zwycięstwa, Biała Podlaska 2006, s.131).
Pierwsze pytanie jakie się nasuwa co Samborski ma na myśli pisząc o oddziałach „Ojca Jana” i „Wołyniaka” jako bardziej doświadczonych w konspiracji? Według opinii podwładnych „Ernest Wodecki (…) był najlepszym z oficerów, którzy mieli przydziały do Obwodu AK Łańcut; także najsprawniejszym komendantem Obwodu; (…) oficer zawodowy, dobry organizator i dobry dowódca liniowy, dbający o ludzi, odważny a równocześnie opanowany.” [podkr. – Plumer]. (J. Pelc-Piastowski, W poszukiwaniu zwycięstwa, Biała Podlaska 2006,s. 150). Ciekawe na jakiej podstawie Samborski formułuje swoją tezę? Drugie pytanie chyba ważniejsze w jaki sposób wspomniane dwa oddziały mogłyby zapobiec starciu z Kałmukami i śmierci „Szpaka” wraz z 7 żołnierzami. Przecież to są fantazje człowieka, który zdaje się zapominać, że oddziały te łącznie mogły w owym czasie liczyć 100 – 120 ludzi. Ciekawe czy Autor tej nowatorskiej „teorii” z dziedziny wojskowości wie jak liczny był Kałmucki Korpus dra Dolla. Kałmucy pojawili się na Kalówce niespodziewanie i prawdopodobnie nie przybyli tam w związku z obecnością partyzantów. Ponadto Kalówka to nie Termopile i nawet 300 Spartan mogło tam, w starciu z Kałmukami, chwalebnie polec w ciągu kilku godzin. Z powyższego nie można też wyciągać wniosku, że przebywający na tym terenie Przysiążniak nie był związany z AK, gdyż jego oddział był wtedy ciągle w Lasach Janowskich. Ostatnią rzeczą, która mnie niezmiernie nurtuje jest to w jakiż to sposób Przysiężniak i Mirecki mieliby zapobiec tej tragedii. Pozostanie to chyba słodką tajemnicą Autora tych sensacyjnych teorii.
Brak uzbrojenia (nie tylko broni, amunicji, materiałów wybuchowych a także innego wyposażenia) był bolączką wszystkich organizacji podziemnych, na terenie całego okupowanego kraju. Jak widać dla Samborskiego jest to fakt niezrozumiały. Może odnośnie tej kwestii warto zapoznać się z dostępną, bogatą literaturą, która rozjaśni Autorowi publikacji tę problematykę. Ton dalszej wypowiedzi Samborskiego zdaje się sugerować, że powątpiewa on w fakt, że w Obwodzie Łańcuckim AK przewyższała pozostałe organizacje pod względem liczebności i uzbrojenia. Autor chyba nie odrobił pracy domowej, gdyż tak było w zasadzie w całej Polsce, więc nie rozumiem po co ten sarkazm. Poza tym jako te pozostałe wymienia GL – AL, które na wspomnianym terenie istniały raczej wirtualnie, oraz BCh, pomija natomiast NOW. Dalej w przypisie do informacji o pochodzeniu większości uzbrojenia AK z Waldlagru w Sarzynie (nie w Nowej Sarzynie jak podano w publikacji, gdyż ta nazwa pochodzi z czasów powojennych) Samborski przytacza taką oto „ekspercką” uwagę:
Powyższy cytat świadczy o kompletnej nieznajomości, przez Autora publikacji, rzeczywistości w jakiej musiały prowadzić działalność niepodległościowe organizacje podziemne, jak i warunków życia w okupowanej Polsce. Nie wiem jaka jest definicja „bohaterskich czynów” wg Samborskiego, jednak zawsze budzą mój głęboki sprzeciw, tego typu arbitralne wyroki, ferowane przez osoby, które nawet koniuszkiem małego palca nie otarły się o realia życia okupacyjnego, kiedy to każde wyjście z domu wiązało się z ryzykiem utraty wolności a czasem nawet życia. No cóż w dzisiejszych czasach pojęcie odwagi uległo znacznej dewaluacji. Ale do rzeczy. Nie jest prawdą, że skład nie był strzeżony. Bardzo możliwe, że pojedyncze osoby bez przeszkód mogły wynosić z niego broń, co wcale nie oznacza, że nie wiązało się z tym żadne ryzyko. Jednak zupełnie inny wymiar ma zorganizowane pozyskiwanie uzbrojenia na wielką skalę, zorganizowane pod dowództwem kpt. Wodeckiego a znaczenie takiej akcji dla podziemia jest trudne do przecenienia, ale chyba nie dla „eksperta” Samborskiego. Poza tym, z całym szacunkiem dla osoby Franciszka Sagana i jego monografii Podokręgu AK Rzeszów, praca ta nie jest wolna od nieścisłości, błędów a nawet informacji nieprawdziwych. Niestety sytuacja taka ma również miejsce w informacjach podawanych przez Sagana na temat akcji zdobywania broni w Sarzynie oraz ich konsekwencji. „Następna akcja wypadowa po broń na Waldlager Sarzyna, odbyła się w nocy 29 – 30 X 1943 r. (…) pod dowództwem komendanta Obwodu Łańcut kpt. Ernesta Wodeckiego „Szpak” i oficera operacyjnego por. Henryka Decowskiego „Mars” (…). Akcja udana. Niemcy jednak wpadli na kradzież broni i w odwet dokonali 20 VI 1943 r. pacyfikacji wsi Wola Zarzycka [podkr. – Plumer].” (F. Sagan, Podokręg Armii Krajowej Rzeszów, Rzeszów 2009, str. 480). Ostatnie informacja jest po prostu nieprawdziwa. Pacyfikacja Woli Zarczyckiej była (podobnie jak pacyfikacja Leżajska) wynikiem zdrady a nie odwetem za akcje na Waldlager. Wróćmy jednak do meritum. „(…) Oddział Partyzancki 39 pp AK liczący 100 ludzi, którzy w nocy z 29/30 października 1943 roku przeprowadzili wspaniałą, udaną akcję na wielkie niemieckie magazyny broni i amunicji w Sarzynie, silnie strzeżone przez Kompanię Wehrmachtu i kompanię własowców, zabierając (…) kilkanaście parokonnych wozów granatów, min,
Cytowane wyżej przez Samborskiego opinie o NOW i oddziale „Ojca Jana” pochodzą z książki opublikowanej w roku 1972. Warto przybliżyć postać autora tego „dzieła”, zwłaszcza jego poczynania zaraz po tzw. „wyzwoleniu”. „Delegat Rządu londyńskiego na powiat Nisko Jan Niemczyk „Lech” (…) nie mógł zająć stanowiska starosty powiatowego, ze względu na ożywioną działalność Tomasza Sagana „Jesiona” z BCh, który deklarując pełną współpracę z nową władzą został starostą powiatu Nisko. (…) Z inicjatywy Komendanta Obwodu Antoniego Cwena (…), w połowie sierpnia 1944 roku, odbyło się spotkanie z nowo powołanym przez komunistów starostą powiatowym Tomaszem Saganem. (…) Tomasz Sagan o dziwo zadeklarował lojalność w stosunku do Komendanta Obwodu, twierdził, że zobowiązania scaleniowe AK i BCh w dalszym ciągu obowiązują, tym bardziej, że sam je deklarował i ustalał. Jednocześnie stwierdził, że gdy nadejdzie odpowiedni moment, to władzę starosty powiatowego obejmie delegat Rządu londyńskiego (…). Tłumaczenia i deklaracja Tomasza Sagana, jak się później okazało, były tylko wybiegiem, by zyskać na czasie (…). Wiedział również, że nastąpi rozprawa z AK, bo informował go o tym agent NKWD Stanisław Rodzeń.” [podkr. – Plumer]. (S. Socha, Czerwona Śmierć, Stalowa Wola 1997 r. str. 18 – 19). O wspomnianym przez Samborskiego Franciszku Bielaku, Socha napisał, że był komendantem milicji, utworzonej z byłych BCh – owców, którzy „przekazali oprócz mundurów, 3 Breny, 6 Stenów i amunicję ze zrzutów, miało to świadczyć o ich lojalności dla nowej władzy i zerwaniu z „reakcyjną” AK.” Z tego wynika, że T. Sagan pisząc o „ludowcach, którzy chcieli być sobą” miał na myśli właśnie „działaczy chłopskich” swego pokroju. J. Pelc – Piastowski komentując jego publikację napisał m.in. „W książce Sagana dostrzec można brak rozeznania w schematach organizacyjnych (…). Ktokolwiek pamięta zbrojne podziemie z lat wojny nie wyobraża sobie , żeby grupka ludzi z organizacji, obojętnie czy BCh czy AK, nie zawiadamiając dowództwa zajmowała się na własną rękę tak ważną sprawą (…), jak ratowanie lotników angielskich [z rozbitego Halifaxa – Plumer]. Są to niepoważne stwierdzenia pana Sagana. W książce znaleźć można więcej znacznie więcej błędów (…).”(J. Pelc-Piastowski, W poszukiwaniu zwycięstwa, Biała Podlaska 2006, s. 122).
Scalenie BCh, NOW a w szczególności NSZ z AK, to temat rzeka, którego nie da się skwitować paroma zdaniami. W tym miejscu warto jedynie podkreślić, że całą sytuację komplikowało „polskie piekiełko polityczne”, obserwowane także w dzisiejszej rzeczywistości. Nie twierdzę, że członkowie oddziału „Ojca Jana” to aniołki bez skazy, jednak wiele faktów wskazuje na to, że Jagusztyn pisząc wspomniany wyżej raport miał przynajmniej dwa cele: odwrócić uwagę od haniebnej działalności delegata „Trójkąta” i dowódcy LSB na Zasaniu oraz szukał pretekstu do unieważnienia umowy scaleniowej na tym terenie. Jest to niewątpliwie bardzo interesujący i mało znany temat. Władysław Jagusztyn ps. „Oracz” i Józef Świrski ps. „Marcin”, byli współtwórcami tzw. ”memoriału żołyńskiego”, w którym postulowali większe „odchylenia na lewo”, co nie było zgodne z linią polityczną ówczesnego Stronnictwa Ludowego reprezentowanego przez Stanisława Mikołajczyka, Narcyza Wiatra ps. „Zawojna” czy też Wincentego Witosa. W naszym terenie wybitnym działaczem popierającym główny nurt partii chłopskiej był Władysław Kojder ps. „Trzaska”, „Zawieja”, „Grab”. Jagusztyn i jego zwolennicy mieli natomiast wygórowane ambicje i realizowali swoje odrębne plany polityczne. „Wśród ludowców było wielu wspaniałych patriotów, wielkich społeczników, ludzi zaangażowanych szczerze w ideę tworzenia silnej, bogatej i sprawiedliwej Polski. Niestety, nie zaliczaliśmy do nich ani Władysława Jagusztyna, ani kilku innych; (…) pozwolę sobie zacytować słowa Jagusztyna, który (…)powiedział po tym jak NKWD aresztowało Józefa Puchałę ps. „Lis”: „nic nie szkodzi, będzie jednego reakcjonisty mniej”. (…) Kilka tygodni później NKWD zamordowało por. „Lisa” i innych oficerów AK”. [podkr. – Plumer] (J. Pelc-Piastowski, W poszukiwaniu zwycięstwa, Biała Podlaska 2006, s. 159). Aby uniknąć zarzutów na temat ewentualnej tendencyjności opinii Pelca – Piastowskiego o Jagusztynie, pozwolę sobie przytoczyć fragment z Małopolskiego Słownika Biograficznego Uczestników Działań Niepodległościowych 1939 – 1956, tom 1, Kraków 1997, str. 78 – 80: „Jagusztyn Władysław, ps. „Kuźma", „Oracz", (1915 -1969), (…) Od 1942 do 1944 r. pełnił funkcję komendanta Obwodu BCh Łańcut, Inspektoratu Rzeszów BCh (tytułował się Inspektorem Rejonowym) i Podokręgu Rzeszów BCh. (…) W połowie 1943 r. organizował tzw. wewnętrzną akcję awansową, która miała objąć żołnierzy BCh i LSB (ustne awanse obejmowały nawet kilka stopni). W grudniu 1943 r. podpisał tzw. „memoriał żołyński", krytykujący umiarkowane poglądy SL „Roch". Organizował na podległym mu terenie struktury wywiadu LSB, pozostające w opozycji do sieci komórek informacyjnych tworzonych przez OKRL [Okręgowe Kierownictwo Ruchu Ludowego – Plumer]. Do wiosny 1944 r. sprzeciwiał się scaleniu BCh z AK. Po scaleniu w marcu 1944 r., doprowadził do zablokowania nominacji oficera NOW na stanowisko Komendanta Obwodu Jarosław AK. (…) W maju 1944 r. zadecydował o wcieleniu oddziału Juliana Kaczmarka (ps. „Lipa") [oddział wobec, którego rzekomo „Ojciec Jan” wg Sagana zorganizował nagonkę – Plumer] do LSB, a następnie do 1 Brygady Armii Ludowej. W maju 1944 r. w powiecie niżańskim nakazał tworzenie Samoobrony Chłopskiej, wymierzonej przeciwko działającemu na tym terenie oddziałowi Franciszka Przysiążniaka (ps. „Ojciec Jan"). Po zajęciu Rzeszowszczyzny przez ACz wydał oddziałom BCh rozkaz ujawnienia się i podjęcia współpracy z nowymi władzami oraz wstępowania w szeregi Milicji Obywatelskiej i UBP. Od listopada 1944 r. samowolnie prowadził w Lublinie rozmowy z PKWN w sprawie ujawnienia BCh.(…) W styczniu 1945 r. sowieckim samolotem został przewieziony ponownie do Lublina na dalsze rozmowy. Władza ludowa awansowała go do stopnia ppłk LWP. Od kwietnia 1945 r., po śmierci N. Wiatra (ps. „Zawojna"), działał jako komendant Krakowskiego Okręgu BCh. (…) Po wyjeździe S. Mikołajczyka z kraju został członkiem ZSL i rozpoczął karierę partyjną. [i](…) był członkiem Prezydium Naczelnego Komitetu ZSL. (…) sprawował funkcję sekretarza Prezydium NK ZSL, (…) był sekretarzem NK ZSL. Posłem na Sejm PRL oraz zastępcą szefa Komisji Planowania Rady Ministrów był od czerwca 1961 do czerwca 1969 r.” [/i][podkr. – Plumer]. Imponująca kariera w PRL, zwłaszcza wobec: śmierci Narcyza Wiatra, zastrzelonego na krakowskich plantach 21 kwietnia 1945 przez funkcjonariusza myślenickiego UB (byłego członka BCh); zamordowania w dniu 17 września 1945 r. przez „nieznanych sprawców” Władysława Kojdra, tuż po wybraniu go na Okręgowym Zjeździe PSL w Krakowie, pierwszym wiceprezesem, zastępcą Wincentego Witosa; oraz ucieczki z Kraju jesienią 1947 Stanisława Mikołajczyka prezesa legalnej opozycji PSL. Dla Samborskiego Wilbik – Jagusztynowa (żona Władysława) i Tomasz Sagan stanowią miarodajne źródło. Pozwolę sobie mieć odmienne zdanie na ten temat.
Czytałem książkę Puchalskiego i nie zauważyłem tego o czym pisze Samborski. Autor powinien wskazać co według niego miał do ukrycia Puchalski wymieniając „Zęba”? Przecież to są zwyczajne dywagacje. „Zarzut” wobec Marii Deresz jest po prostu śmieszny. Autorka Nieba bez słońca wymienia wielu lekarzy współpracujących z oddziałem „Ojca Jana”. Najczęściej pojawia się nazwisko dyrektora szpitala w Biłgoraju Stanisława Pajaska oraz dra Stanisława Hernicha z Rudnika. Pojawia się też dr Ludgier Zarychta z Janowa Lubelskiego, tylko nawet jeżeli Deresz stale z nim współpracowała (choć nie wiem skąd zaczerpnięta jest ta informacja) to czy mogła wiedzieć, że ten lekarz jest równocześnie porucznikiem NSZ? Raczej nie bo nikt rozsądny w czasie okupacji nie chwalił się przynależnością do takiej czy innej organizacji konspiracyjnej’ chyba, że „chciał” być szybko zdekonspirowany.
Ciekawe na jakiej podstawie Samborski twierdzi, że Pelc – Piastowski stale określa tak oddział „Ojca Jana”. Sprawdziłem w książce „W poszukiwaniu zwycięstwa”, Biała Podlaska” 2006. Tylko na stronie 147 napisano, że „NOW – NSZ dziesięciokrotnie słabszy od AK posiadał, dzięki „Ojcu Janowi” Franciszkowi Przysiężniakowi, stały (…) oddział partyzancki (…).” (J. Pelc-Piastowski, W poszukiwaniu zwycięstwa, Biała Podlaska 2006, s. 147). Natomiast na stronach 57, 65, 83, 91, 93, 109, 110, 113, 120, 123, 124, 131, 134 nie ma o tym nawet wzmianki, za to wymieniana jest NOW.
Po raz kolejny należy przypomnieć, że oddział w okresie „Burzy” przebywał w Lasach Janowskich. Natomiast ostatnie zdanie to jakieś nieporozumienie. Samborski twierdzi, że akcja „Burza” była zasadniczym celem istnienia AK. W takim razie skoro to „wiemy” to może należy przytoczyć jakieś dowody. Przepraszam ale można stracić cierpliwość czytając tyle nonsensów. Cele AK określa statut SZP a później ZWZ i można go znaleźć w Armii Krajowej w dokumentach … i nie tylko. Podobnie jeśli chodzi o cele akcji „Burza”. Na miłość boską skąd Samborski wziął informację, że „Burza” miała być metodą przejęcia władzy w kraju po działaniach frontowych? Tego nie pisano chyba nawet w podręcznikach za czasów PZPR (a może?). |
jasiek09 - 2012-06-03 12:15:13 |
Warto nawiązać kontakt z redakcją Rocznika Przemyskiego, może wydaliby Pana polemikę ? |
Plumer - 2012-09-17 17:40:56 |
Dawno nie zaglądałem do tego postu. Jeśli chodzi o publikację polemiki to najprawdopodobniej ukaże się takowa. Jednak jej autorem nie będę ja a inna osoba, która m.in nawiązała ze mną kontakt. |
Plumer - 2012-09-17 18:13:54 |
A tak jeszcze jako suplement do II punktu podsumowania przytoczę fragmenty 3 meldunków, które potwierdzają relację kpt. J. Barana opublikowaną przez S. Haszto w Almanachu Leżajskim nr 5/2010.
Wyjaśnienia:
Wyjaśnienia:
Wyjaśnienia: |
Jerzy Przysiężniak - 2013-03-04 15:20:58 |
Do -PLUMER- |